czwartek, 26 marca 2015

Rozdział 29: Liga Arladzka.

21.05.1251rEL, Oxenfurt.
   
   Spotkanie zaplanowałem w Sali Obrad. Było to przestronne pomieszczenie, w kształcie kwadratu, w którym znajdował się duży (w sumie to ogromny), okrągły dębowy stół. Usiąść do niego mogło nawet kilkadziesiąt osób. Jednak na to spotkanie zaproszona była tylko garstka osób. A mianowicie: królowa Christina, z Agavy, Jarl Zenix z Lodowej Wyspy, Lord Protektor Tymus von Loyvarden, z Wysp Loyvardenów,  Książę Sezrik z Cheridaru, oraz Albrecht Es'Midan, który jako Arcymag Gildii Magów będzie reprezentował stronę Selezji. Ja, zgodnie z prawami dziedziczenia reprezentowałem Holsanie oraz Cesarstwo Południowe. Jednak na obrady z celów grzecznościowych zaproszony został też Aremis oraz żona Jonaha, Elizabeth. Moimi pomocnikami na obradach zostali oczywiście Ermyr i Alessandra. Poprosiłem też o to Borysa, ale stwierdził, że on jest tylko zwykłym Krasnoludem, który zna się na wojaczce, a nie na polityce.
   Konferencja rozpoczęła się w okolicach południa. Na początku były zgodne z protokołem powitania oraz grzeczne i pełne uśmiechów, krótkie i często prywatne mowy powitalne. Następnie wszyscy usiedli przy stole. Po mojej prawej stronie zasiadł Emyr, a po lewej Alessandra. Na przeciwko, na drugim końcu stołu usiadł Aremis wraz z matką.
-Dlaczego nas tu zebrałeś, Kacprze?  - odezwała się Christina, patrząc na mnie poważnie.
-Między innymi z powodu ostatnich wydarzeń, Christino. Pragnę, żeby już nigdy więcej nie doszło do tego typu sytuacji. - odpowiedziałem, zaplątawszy ręce i opierając łokcie na stole.
- Co masz na myśli? - odezwał się gorzko Aremis.
- Na myśli mam zacieśnienie stosunków między naszymi państwami. - odpowiedziałem spokojnie.
-Czyli? - odezwał się Tymus.
- Myślę o przede wszystkim sojuszu militarnym, ale w grę wchodzi też pomoc gospodarcza, otwarte granice, większy zasięg handlowy i inne tego typu umowy. - odpowiedziałem patrząc po twarzach zgromadzonych. Na większości z nich malowało się zaciekawienie. Jednak Aremis pozostał nie wzruszony.
-Pomoc gospodarcza? Sojusz? - spytał zgorzkniale - Coś mi się wydaje, że ty chcesz odbić sobie zniszczenia wojenne kosztem innych krajów, a przede wszystkim Południa.
-Aremisie, to nie tak jak myślisz. - wysiliłem się na jak najspokojniejszy z możliwych ton - Chodzi o wpółpracę, a nie wyzysk. - Obradujący pokiwali głowami z aprobatą.
-Te warunki są niekorzystne dla Południa - stwierdził kwaśno.
-Oczywiście, że są korzystne! - stwierdziła Alessandra, podnosząc głos - Dla każdego z krajów!
-Nie. Nie są. A już na pewno nie dla Południa. - powiedział lodowatym tonem - Nie zgadzam się na nie!
-Czy mógłbyś uszanować decyzję ojca?! - wstałem, podnosząc głos do krzyku - To ja dostałem po nim koronę Południa, a nie ty! I to ja pragnę zadbać, jak najlepiej będę umiał, o dobro powierzonego mi państwa! Bo ja w przeciwieństwie do ciebie - wskazałem na niego palcem - kieruję się rozsądkiem, a nie własnymi, nieroztropnymi, młodzieńczymi przekonaniami!
Ermyr położył mi dłoń na ramieniu i zdecydowanym gestem zmusił mnie do ponownego zasiadnięcia przy stole.
-To ja jestem prawowitym następcą tronu! I to ja będę decydował o losach MOJEGO państwa, czy tego chcesz czy nie! - krzyknął Aremis i wstał, odrzucając krzesło do tyłu. Mebel przewrócił się z hukiem na kamienną posadzkę. Książę pomaszerował do drzwi, które otworzył i zamknął z hukiem.
Złapałem się w odpowiedzi za głowę i westchnąłem wymownie.
-Nie przejmuj się, Kacper - odezwała się Elizabeth - Ja uważam, że Jonah postąpił słusznie. Aremis nie nadaje się na władcę. Chociażby jednej wioski. I zgadzam się również z twoją propozycją. Kontynuuj, proszę. - skinęła na mnie głową, oddając mi głos.
-Tak więc, kto będzie wstępnie zainteresowany? - spytałem.
Wszyscy podnieśli rękę.
-Jakie są szczegóły współpracy? - spytał Jarl Zenix - Czy powstanie jedna, ogromna armia?
- W moim zamyśle tak właśnie to by wyglądało. - odpowiedziałem - Stworzona zostałaby jedna ogromna armia, składająca się z naszym armii. W poszczególnych armiach każdy z was miałby prawo wybierać generałów, oficerów i kapitanów. A nad wszystkimi armiami czuwałby jeden, naczelny wódz.
- Czyli ty? - spytał Sezrik.
-Nie - uśmiechnąłem się - Osoba, która zostałaby wybrana poprzez głosowanie.
-A jak wyglądałaby współpraca gospodarcza? - spytała Christina
- W każdym, z naszych miast, wszyscy członkowie mieliby swoje Ambasady Handlowe, tam ich kupcy sprzedawaliby towary. A tutaj w Oxenfurcie utworzony zostałby Wielki Targ, na którym wszyscy chętni kupcy ze wszystkich państw członkowskich sprzedawaliby swoje towary. Oprócz tego utworzona zostałby Wspólny Skarbiec, do którego każdy kraj członkowski musiałby płacić coroczną składkę, adekwatną do zamożności kraju. Pieniądze ze Wspólnego Skarbca przeznaczone by były na armię, flotę, budowę utwardzanych traktów, odbudowę zniszczonych miast i ewentualne pożyczki dla potrzebujących.
Zgromadzeni zaczęli szeptać między sobą.
-Możecie zastanowić się na zewnątrz, jeżeli chcecie - powiedziałem.
- Uważam, że to nie będzie konieczne. Agava zgadza się na twoją propozycję. Moja dwudziestotysięczna armia dotrze do Oxenfurtu jak najszybciej. - powiedziała z uśmiechem Christina.
-Cheridar również akceptuje warunki - powiedział Sezrik - Trzydzieści tysięcy moich ludzi zaraz wyruszy do Oxenfurtu.
-Wyspy Loyvardenów także chcą przyłączyć się do sojuszu - odparł Tymus - Moje dziesięciotysięczne wojsko lada dzień będzie w Oxenfurcie.
-Lodowa Wyspa także pragnie przyłączyć się do sojuszu - powiedział Zenix - Pięć tysięcy moich ludzi stawi się niebawem w Oxenfurcie.
-A ty Albrechcie? Zgadzasz się? - spytałem - W końcu to twoje miasto. - Wskazałem ręką wokół.
-Uważam, że twoja propozycja jest bardzo sensowna i oczywiście zgadzam się. Będę zaszczycony, gdy moje miasto stanie się Stolicą Arladii. Oczywiście tysiąc moich magów bojowych jest gotowych do wstąpienia do Wielkiej Armii.
-A ty Elizabeth? Nie masz nic przeciwko? - spytałem milczącą wdowę.
-Nie, Kacper. Uważam, że to świetna propozycja. Boję się tylko jak zareaguje na to Aremis.
- Pozostaje nam tylko spisać traktat.
***

   Spisanie Traktatu Oxenfurckiego zajęło jeszcze ze dwie godziny. Jednak po upływie tego czasu wszyscy jednomyślnie podpisali dokument. Tak więc od tego czasu zawiązana została Liga Arladzka. Gdy ja, jako ostatni stawiałem swój podpis na traktacie do sali wpadł zdyszany sługa.
-Panie! - krzyknął
-Stało się coś? - spytałem zaniepokojony
-Przybyło poselstwo od Sułtana Saladyna! Proszą o jak najszybszą audiencję!

================================
Rozdział 29 ;) W kolejnym nastąpi nieoczekiwany zwrot akcji ;P Do następnego!
PS: Wiem, że trochę (baaaaaardzo) nudny, ale i takie muszą być xDDD

sobota, 21 marca 2015

Rozdział 28: Pogrzeb.

   Siedzieliśmy z Ermyrem w milczeniu przez dobre kilkanaście minut. Tyle zajęło mi dojście do siebie. Ja odezwałem się pierwszy.
- Kiedy pogrzeb? - spytałem walcząc z rosnącą gulą w gardle.
- Wszystko jest przygotowane. Oboje już leżą w trumnach. Pogrzeb odbędzie się kiedy tylko zechcesz.
Skinąłem głową w milczeniu. Na znak, że zrozumiałem. Ermyr patrzył na mnie jeszcze przez chwilę współczującym wzrokiem, po czym wyszedł cicho zamykając drzwi. Ja siedziałem w milczeniu na łóżku. Zacząłem zastanawiać się, gdzie pochować bliskich. Prawie wszystkie miasta są zniszczone. Po kilku minutach znalazłem wyjście.Najlepszą opcją był Oxenfurt. Był co prawda zniszczony, nawet kilka razy, jednak zawsze był nieoficjalną "stolicą" Arladii. Teraz mam zamiar to umocnić prawnie.
   Wstałem z łóżka i zawołałem jednego ze sług. Rozkazałem mu przyprowadzić do mnie Es Midana, Ermyra, Alessandrę i Borysa. Po kilku minutach byli już u mnie w komnacie. Wszyscy patrzyli na mnie współczującym wzrokiem. Bardzo mnie to irytowało, ale postanowiłem tego nie komentować. Twarz Alessandry cała była opuchnięta. Musiała bardzo płakać...
-Słuchajcie - odezwałem się do przybyłych do mnie przyjaciół - Już postanowiłem, gdzie pochowamy wszystkich naszych bliskich poległych. Ojca, mamę, Pawła, Magdę i Jonaha. Mianowicie w Oxenfurcie.
Na ich twarzach zagościło zdziwienie.
-W Oxenfurcie? - spytał Ermyr - Jesteś pewien? Przecież miasto jest zniszczone.
-Tak jestem pewien i owszem wiem, że miasto jest zniszczone. Dlatego je odbudujemy. Wspólnymi siłami. Holsanie, Południe, Selezja i Cheridar. Nie mam zamiaru dopuścić, do drugiego takiego konfliktu. Zrobię wszystko, żeby zacieśnić związki pomiędzy państwami Centralnej Arladii. Właśnie dlatego, na zebraniu w Oxenfurcie, które odbędzie się zaraz po odbudowaniu miasta, mam zamiar poruszyć temat Federacji.
-Federacji? - Alessandra podniosła na mnie opuchnięte od płaczu oczy.
-Tak Federacji. - odpowiedziałem z powagą i determinacją - Federacji Arladzkiej.
-Kacper - odezwał się spokojnie Es Midan - Nie wiem, czy przywódcy tych państw zgodzą się na taką propozycję...
-Nie zapominaj, że Kacper prawnie włada Holsanią Południową, jest zwierzchnikiem Selezji i Cheridaru, a po śmierci Luci i Jonaha odziedziczył tron Holsanii Północnej i Południa.
-Tak, ale nie muszą się na to zgodzić - skwitował kwaśno.
-Nie musisz podchodzić do wszystkiego z takim dystansem... - odparł z dezaprobatą elf.
Es Midan w odpowiedzi spojrzał na niego lodowato i już miał zamiar mu coś odpowiedzieć, ale mu przerwałem.
-Przestańcie natychmiast, do kurwy nędzy! - krzyknąłem - Będzie tak, jak postanowiłem.

***

20.05.1251r., Oxenfurt.

   Doprowadzenie miasta do stanu jakiejkolwiek używalności zajęło kilka miesięcy. A oprócz tego był to wielki wydatek. Nie wiem, czy bez odszkodowań dałbym radę je odbudować.
   Oxenfurt został praktycznie zbudowany od początku. Wszystkie ulice, place, kamienice, domy, Świątynia i Zamek zostały zbudowane zgodnie z moimi poleceniami. Niedaleko rzeki, na jej lewym brzegu znajdował się Rynek. Przy nim stał ratusz, gospoda, kamienice i oczywiście stoiska z różnościami. Na wschód biegła krótka, uliczka prowadząca do Zamku. Przy Placu Ermyra Al'Calaira, który kazałem nazwać na cześć mojego przyjaciela, z mojego rozkazu został utworzony Uniwersytet. Na prawym brzegu z ważniejszych budowli znajdował się tam port, szpital i świątynia. Wszystko zbudowane zostało w nowoczesnym, bogatym w zdobienia elfim stylu. Większość budynków jest murowana, z drogiego elfiego kamienia. Ulice są równe, brukowane, obowiązkowo z kanalizacją Oprócz tego pod miastem ciągnie się gęsta sieć kanałów odprowadzająca nieczystości do rzeki. Prawy i lewy brzeg miasta łączą dwa mosty - Królewski i Elfi. Oba również zostały wybudowane w elfim stylu. Do miasta prowadzą trzy bramy: Selezyjska, Południowa i Cheridarska.
   Chociaż ciała moich bliskich już dawno zostały pochowane, to jednak oficjalny pogrzeb zaplanowany został na dzisiaj. Przybyć na niego mieli wszyscy władcy z Arladii. (Oprócz Sułtana i nowo wybranego Jarla Północy - Alberta Niverna). Ciała moich bliskich miały być pochowane w kryptach pod Świątynią, w drogich i pięknych, marmurowych sarkofagach. Wieko sarkofagu Magdy zdobione być miało płaskorzeźbą w kształcie jej ciała, w stroju koronacyjnym, z insygniami królewskimi.
   Na miejsce ceremonii dotarłem karocą zaprzęgniętą w sześć białych koni. Razem ze mną jechali moi przyjaciele. Po wyjściu ruszyliśmy w stronę świątyni. Jej budynek robił wrażenie. Piękny, nowy elfi kamień błyszczał w świetle słonecznym. Kolorowe witraże były zrobione z różnojakich kryształów. Ogromne, zakończone łukiem, dębowe drzwi prowadzące do środka były otwarte na zewnątrz. Nad nimi górowała wysoka i strzelista wieża.
   Podłoga zrobiona była z białego marmuru. Po obydwu stronach stały masywne, dębowe ławy. Na końcu nawy znajdowały się schodki, po których wchodziło się na podwyższenie. Tam znajdował się ołtarz Alessji, z idealnie odwzorowaną postacią, którą widziałem. Rzeźba również wykonana była z marmuru, jak reszta, jednak była zdobiona złotymi elementami i kilkoma szlachetnymi kamieniami. Przed ołtarzem, jednak nadal na podwyższeniu, na specjalnych "piedestałach" znajdowało się pięć trumien.  Po środku znajdowała się biała trumna Magdy, po bokach od niej znajdowały się dębowe trumny taty i mamy, najbardziej po prawej znajdowała się złota trumna Jonaha, a po najbardziej po lewej stała dębowa trumna Pawła.
   Po obydwu stronach schodów prowadzących do Świątyni stała cała elita Arladii. Wszyscy władcy. Była tam też rodzina Jonaha. I jego syn, Aremis, który odkąd dowiedział się, że ja przejmę tron, znienawidził mnie doszczętnie. Gdy mijaliśmy przybyłych wszyscy posyłali nam pełne współczucia spojrzenia. Gdy weszliśmy do środka, oni ruszyli za nami. Po przejściu przez kościół usiedliśmy w pierwszej ławce po prawej. Reszta usadowiła się po obydwu stronach nawy. Na podwyższenie, z Zaołtarza wyszedł Kapłan.
-Powstańmy! - powiedział, a my zgodnie z jego poleceniem powstaliśmy. - Przybyliśmy tu, żeby pożegnać, te jakże ważne osoby dla całej Arladii! Na miejsce wiecznego snu odprowadzeni zostaną: Paweł Oleex, Marcin Wilk, Magda Wilk, Kamila Wilk i Johan, Cesarz Południa.  Proszę, króla Kacpra o wygłoszenie mowy pożegnalnej.
Zerwałem się z miejsca i ruszyłem w stronę Kapłana, zręcznie omijając trumny.
-Dziękuję. Zebraliśmy się tutaj, żeby pożegnać bliskie nam osoby. Gdy przyjechałem do Arladii z Ziemi, nie przypuszczałem, że ta piękna kraina zabierze mi moich najbliższych. To tutaj zamordowana moją matkę - pociekły mi łzy - Kamilę Wilk. Zamordował ją Anthony Gray, który już dostał za to odpowiednią karę. To tutaj, podczas zasadzki, chroniąc nas zginęli Marcin Wilk i Paweł Oleex. Bohatersko stawiali czoła przeważającej liczbie wrogów, podczas ucieczki z South Holsan, a nam kazali uciekać. Poświęcili za nas życie. To w Sankt-River, zginęli Magda Wilk, moja ukochana żona - w tym momencie zacząłem płakać jak bóbr - i mój wierny przyjaciel Johan. Oboje zginęli walcząc w wielkiej bitwie, która możliwe, że zdecydowała o tym, że dzisiaj możecie być w swoich zamkach, rządzić swoimi państwami. Gdybyśmy przegrali nie wiadomo, co by było dzisiaj. Dlatego uważam, że oni zasługują na jak najlepszy pogrzeb. W szczególności Jonah, który zawsze skory był do bezinteresownej pomocy. Dziękuję. - zszedłem z podwyższenia ocierając łzy, w akompaniamencie gromkich braw. Gdy tylko usiadłem z powrotem na ławce, Alessandra przytuliła mnie mocno i powiedziała: "To była piękna przemowa, na pewno są z ciebie dumni." Zacząłem płakać jeszcze bardziej.
-Alessjo! Matko nas wszystkich! - mówił kapłan - Daj tym ludziom wieczny sen, w twoim niebiańskim królestwie - Edenie! Niech odpoczywają w pokoju wiecznym!
-Amen - szepnąłem.

***

   Ceremonia trwała jeszcze około godziny. Zakończyła się złożeniem trumien do sarkofagów, w krypcie pod świątynią.
-Moi drodzy, chciałbym z wami porozmawiać. To bardzo ważne. Zostańcie jeszcze kilka dni. - powiedziałem po pogrzebie do innych władców.

=============================

Rozdział 28! Troszeczkę smutny... Ale i takie muszą być, niestety... Coraz bliżej końca... Trzymajcie się i do następnego! ;)

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 27: To już koniec wojny?

   Gdy otworzyłem oczy znajdowałem się na łóżku, w jakimś kwadratowym pomieszczeniu, średniej wielkości. Łoże znajdowało się pod dużym oknem. Naprzeciwko niego były masywne, dębowe drzwi. Po lewej stronie stała ogromna, dwudrzwiowa szafa. A z prawej strony pokoju, pod ścianą stał stolik, na którym paliła się świeca. Z trudem usiadłem na łóżku i wyjrzałem przez okno. Ujrzałem Plac Katedralny. Większość budynków była zniszczona, jednak gruzy nie tamowały już ruchu na ulicach. Ze wszystkich stron widziałem strzępki różnistych budowli. Niektóre, tak jak na przykład Kaplica Katedry zostały zmiecione z powierzchni ziemi. Na ulicach nie było żywego ducha. Tylko od czasu do czasu drogę przebiegł jakiś bezpański pies lub szczur... Spojrzałem w górę. Na niebie słońce górowało. Musiało być więc południe...
   Drzwi do pokoju otworzyły się, a w nich stanął Ermyr. Na mój widok na jego twarzy ukazał się szeroki, przyjazny uśmiech.
-Kacper! - powiedział - Nareszcie się obudziłeś!
-Też się cieszę, że cię widzę Ermyrze - pomimo ogromnego bólu, który nadal władał moim ciałem, wysiliłem sięna uśmiech - Jak długo spałem?
-Nieco ponad tydzień. Dokładnie 11 dni... - odpowiedział siadając na skraju łóżka.
-Czyli dzisiaj jest ósmy lutego?
-No tak...
-Co się stało? Nie widzę nigdzie żołnierzy...Ani naszych, ani wrogich. - spytałem.
Ermyr odetchnął głęboko i zaczął opowiadać. Dowiedziałem się, jak to po mojej wygranej z Gray'em rozgorzała prawdziwa walko o Katedrę, którą przegrywaliśmy. Żołnierzy północno-bohemasidzkich było prawie siedem razy więcej. Już mieliśmy się poddać, gdy do bitwy wkroczyły posiłki... z Cheridaru! Okazało się, że Elfy i Krasnoludy wzniosły powstanie przeciw Północnym. W Cheridarze nie zostało ich wiele, gdyż większość poszła razem Gray'em, więc nie było to takie trudne. Zastępca Sezrika - Wiceksiążę Alazar podjął decyzję o mobilizacji armii i wyruszeniu z pomocą Sankt-River. Zajęło im to trochę czasu i przybyli w ostatniej chwili. Dwadzieścia tysięcy wyszkolonych, zawodowych, elfich łuczników i trzydzieści tysięcy krasnoludzkich toporników przechyliły szalę bitwy na naszą stronę. Do walki stanęła nasza około sześdziesięciotysięczna armia przeciw siedemdziesięciotysięcznej armii Bohemasidu i Północy, która była wykończona niewygodami, brakiem żywności i broni oraz chorobami, które zaczęły się szerzyć i masakrycznie przerzedzać oddziały. Po prawie dwunastogodzinnej, zaciętej bitwie ostatni wrogi żołnierz opuścił miasto. Wolfgang, idąc za ciosem, postanowił ruszyć za pogoń uciekającymi. Wroga armia została rozgromiona. Prawie trzydzieści tysięcy ciał leżało na zakrwawionych ulicach. A niedobitki zaczęły uciekać na północ, w stronę Oxenfurtu, Elissanderu, a potem Trydium, stolicy Cesarstwa Północnego. Bohemasid z miejsca podpisał traktat pokojowy, na mocy którego płacić będzie coroczną daninę o wysokości 50tys Koron Holsańskich, przez okres pięćdziesięciu lat. Ma pokryć to koszty zniszczenia wszystkich naszych miast: Solsztajnu, Oxenfurtu, Sankt-River, South Holsan, Aliquam, North Holsan itp.
-A co z Jonahem i Magdą? - spytałem po tym, jak skończył opowiadać.
Wstał i zaczął chodzić po pokoju.
-Jakby ci to powiedzieć... - nerwowo potarł kark
-Czy oni... - głos mi się załamał
-Tak. Oni nie żyją, Kacper... - wreszcie spojrzał mi w oczy - Nic nie mogliśmy zrobić. Srebro i okropnie silna magia...
Zaczął coś jeszcze mówić, ale ja już tego nie słyszałem. Oczy zaszły mi łzami i nie zamierzałem tego ukrywać.

=====================

Rozdział 27 :) Miłego czytania. Zapraszam do komentowania i obserwowania bloga.

wtorek, 10 marca 2015

Rozdział 26: Bitwa o Sankt-River./Część czwarta.

-Po co tu przyszedłeś? - odwarknąłem.
Gray oparł się o futrynę drzwi i odparł z uśmiechem.
-Nawet w obliczu rychłej śmierci pyskujesz, Kacper, inni błagaliby mnie na kolanach o litość. A ty nie. Ty bezsensownie, ale bohatersko walczysz do samego końca. Fascynujące.
Jonah zaczął się w tym momencie krztusić krwią. Widać było, że kona.
-Jonah! - krzyknęła Magda i rzuciła się w jego stronę.
-Taka duża, a taka głupia - zaśmiał się szyderczo Gray - Jemu już nic nie pomoże.
- Spierdalaj! - rzuciłem w niego zaklęcie odrzucające, ale odbił je berłem. Wycelował we mnie bronią i w moją stronę ruszył czerwony promień. W ostatnim momencie uskoczyłem, a zaklęcie trafiło w kolumnę, znajdującą się za mną. Zaklęcie sprawiło, że kolumna zawaliła się zagradzając drogę do wnętrza Katedry. Uniosłem magią gruz i odrzuciłem go na bok.
-Weźcie Jonaha i uciekajcie... - powiedziałem, stając pomiędzy moimi bliskimi, a Gray'em.
Anthony uśmiechnął się i rzucił w nas zaklęcie. Nie zdążyłem zareagować. Zaklęcie minęło mnie z prawej strony i trafiło w Magdę.
-MAAAAGDAAAA! - krzyknąłem i rzuciłem się w jej stronę
-Doigrałeś się! - krzyknął do mnie Gray. Wymówił zaklęcie i jego postać zaczęła jarzyć się na czerwono. Połączył się z Arkoshem. Znów.
-Weźcie Magdę i Jonaha. Ja zaraz wrócę... może... - powiedziałem do przyjaciół.
-Kacper, my... - zaczęła Alessandra
-NATYCHMIAST! - wydarłem się tak głośno, aż echo odbiło się od ścian Katedry. Ermyr z Borysem unieśli Jonaha, a Es Midan wziął Magdę na ręcę i zaczęlli biec w stronę wnętrza Katedry, co chwila się odwracając.
   "Zaufaj, , mi Kacper" - usłyszałem w głowie głos Alessji.
"Co mam robić?" - spytałem w myślach
"Wszystko w swoim czasie, Lwie Arladii*" - odpowiedziała wymijająco bogini.
-No to teraz się zabawimy! - Gray wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Uniósł berło i rzucił we mnie zaklęciem wybuchającym, które odbite, rykoszetem trafiło w przeciwległą ścianę, robiąc w nią dużych rozmiarów wyrwę. Przy wybuchu na podłogę spadła spora część sufitu, którą Gray musiał odbić. Uniosłem Kostur i posłałem w jego stronę kilka zaklęć: śmiertelne, odrzucające i wybuchające. Jednak wszystkie zręcznie odbił berłem. Teraz on przeszedł do natarcia. Ciskał we mnie piorunami i magicznymi grotami. Z trudem odbijałem ten zmasowany atak. W końcu uniósł berło do góry i przez sufit wpadło wycelowane w niego, oślepiające czerwone światło. Trwało to może kilka sekund. Po tym czasie czerwony promień przekierował w moją stronę. Spanikowałem, jednak Kostur sam zareagował. Wiedziałem, że to interwencja Alessji. W duchu dziękowałem bogini za pomoc.
Dwa światła: czerwone - Gray'a/Arkosha i białe - moje/Alessji, zderzyły się kilka metrów przede mną wywołując fontannę iskier. W pobliżu miejsca zderzenia powietrze wyraźnie zgęstniało, przybierając pół-przezroczystą, czarnawą barwę.
Po jakimś czasie zauważyłem, że moje siły słabną. Iskry zaczęły się przesuwać niebezpiecznie w moją stronę. Próbowałem całą swoją magię włożyć w to zaklęcie, jednak to nic nie dało. Gray był po prostu silniejszy. Od trafienia we mnie dzieliło mnie jakieś trzy, może cztery metry. Jednak ta odległość z każdą sekundą niebezpiecznie malała. Zostało dwa i pół metra. Dwa. Półtora. Zastanawiałem się co zrobić. Metr. Wiem! Pół metra. Uskoczyłem i utworzyłem wokół siebie magiczną barierę. Zaklęcie Gray'a trafiło w filar nośny i dosłownie wyrwało go spod sufitu. Dach, pozbawiony podpory, w mgnieniu oka runął na dół. Przez kilka sekund, od mojej tarczy odbijały się większe, bądź mniejsze kawałki stropu. W końcu ten "deszcz" ustał. Dezaktywowałem barierę i wstałem z ziemi. Nade mną znajdowała się ogromna dziura, która ukazywała ciemne niebo, oświetlane tylko łuną płonącego miasta.
Gray też wyszedł bez szwanku. Stał w tym samym miejscu, co wcześniej. Widocznie on też stworzył w porę barierę. Zauważywszy mnie znów zaczął rzucać we mnie najróżniejszymi zaklęciami ofensywnymi. Czułem w sobie moc Bogini Życia. Z bezczelną wręcz zwinnością odbijałem kierujące się w moją stronę zaklęcia. Jednak jednego z nich nie zdołałem odbić. Było to zaklęcie odrzucające. Pod jego wpływem odrzuciło mnie kilka metrów do tyłu. Upadłem na żwir, lewą ręką. Usłyszałem trzask łamanych kości i po moim ciele rozszedł się rozdzierający ból. Jednak Gray nie dał mi nawet chwili na lament, z powodu złamanej chwili. Od razu zaczął atakować. Nie zdążyłem podnieść Kostura, który leżał kilka metrów na lewo ode mnie. Musiałem przeturlać się, ze złamaną  ręką, po kilkumetrowych stertach gruzu. Zrobiłem to w ostatniej chwili. Zaklęcie minęło mnie i trafiło w znajdującą się za mną ścianę, której prawie połowa upadła z hukiem na posadzkę. 
Zdołałem chwycić Kostur i z trudem wstałem na nogi. Gray rzucił we mnie promieniem. Ja sparowałem go swoim. I znów zaczęły lecieć iskry. Jednak teraz było ich znacznie więcej. Zaczęły oświetlać cały budynek. Na twarzy Graya zauważyłem... zmęczenie! To był dobry znak. Bardzo dobry. Włożyłem w to więcej mocy. Czułem, że zostałem obdarzony siłą nie tylko Alessji, ale też innych bóstw. Jednak i Gray nie został osamotniony. Z tego, co się później dowiedziałem, został wsparty przez Boginię Nocy. Iskry zaczęły już dosięgać ścian. I w tamtej chwili nastąpił przełom! Iskry zaczęły przesuwać się w stronę Gray'a. Bardzo powoli, jednak było to widoczne gołym okiem. Jego siły zaczęły zdecydowanie słabnąć. Czerwony promień zaczął migotać. Iskry nadal przesuwały się w stronę Gray'a. Jeszcze kilka metrów... Dwa... Jeden... JUŻ! Nagle połączenie zostało przerwane. Promienie zaczęły migotać i rozjarzył się oślepiającym blaskiem, który ogarnął całe pomieszczenie. I... zgasły. Odrzuciło mnie kilka metrów w tył. Z Gray'em stało się to samo. Wylądowałem na kilkumetrowej stercie gruzu. Jednak nic, oprócz kilku siniaków i zadrapań, się nie stało. Wstałem i zacząłem iść do Gray'a. Leżał bez ruchu na posadzce. Myślałem, że nie żyje. Chciałem to sprawdzić. Jednak on uniósł berło i wystrzelił we mnie zaklęcie. Znów mnie odrzuciło. Tym razem znacznie wyżej i dalej, niż się tego spodziewałem. Przeleciałem przez całe pomieszczenie i wylądowałem, trafiając plecami w pomnik Alessji. Odbiłem się od niego i ze strzyknięciem w nodze wylądowałem na podłodze. Z ogromnym trudem wstałem. Miałem złamaną rękę i chyba też nogę. Zacząłem kierować się w stronę Gray'a, który stał naprzeciwko mnie.
-Skończmy to tu i teraz, Kacper. - powiedział z powagą.
Rzucił we mnie zaklęciem, jednak odbiłem je. Tak samo stało się kilkoma kolejnymi. Widać było,że stracił większość swoich sił. A na pewno stracił wsparcie Bogów. Znów doszło do zwarcia. Zaczęły lecieć iskry. Jednak nie były one tak duże, jak ostatnio, bo i promień Gray'a był dużo słabszy. Iskry zaczęły szybko przesuwać się w stronę Anthony'ego. Cztery metry... Trzy... Dwa... Jeden... I mój promień dosięgnął ciała Gray'a. W tej samej chwili nastąpił ogromny wybuch. Utworzyłem barierę. Siła wybuchu sprawiła, że ściany Katedry zostały w mgnieniu oka zmiecione. Moja tarcza zaczęła słabnąć, w tym samym momencie, w którym ostatnie kawałki gruzu opadały na ziemię. Zacząłem słabnąć. Osunąłem się na podłogę. A potem było już tylko ciemność.
==========================

* "Lew Arladii" - jest to nawiązanie do przydomka. który Jan III Sobieski otrzymał od Turków: Lew Lechistanu (Lechistan to turecka nazwa Polski).
==============================

   Siemka! Oto czwarta i ostatnia część rozdziału 26! Myślę, że nie jest ani za krótka, ani za długa. Kolejny rozdział ukaże się... niebawem. ;) Nic nie obiecuję, bo nie wiem czy uda mi się napisać go " w terminie". Jednak od razu mówię, że nie oczekujcie na zbyt wiele. Góra dwa-trzy, no może cztery rozdziały. Ale główki do góry! ;D Już mam pomysł na nowe opowiadanie. W stylu młodzieżowym. Bez magii itp. Taka tam historia o chłopaku, który mieszka w pewnym bloku...
   A wy tymczasem komentujcie, oceniajcie i obserwujcie kolejny rozdział blogu "History of my life". Pozdrowionka i do następnego! ;)

niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 26: Bitwa o Sankt-River. /Część trzecia.

28.01.1251r.EL, Sankt-River (późny wieczór)

   Zaczęliśmy się cofać w stronę Rynku. Garstka naszych żołnierzy, zgodnie z rozkazem, podążała za nami. Niebo stało w ciągu kilku sekund niemal czarne. Wiatr, który się zerwał kołysał drzewami, jak chorągiewkami. Wyglądało na to, że Gray przywołał burzę... Jednak nie była to zwykła burza. Pioruny, które zaczęły rozświetlać nocne niebo, były koloru krwistej czerwieni, a oprócz tego nie było ani trochę deszczu. Wiatr stawał się coraz silniejszy. Zaczął powoli przesuwać reszty budynków, które leżały na ulicy. Ze statków zeszli kolejni żołnierze Północy. Zaczęli kierować się w naszą stronę. W kamienicę po naszej lewej trafił jeden z krwisto czerwonych piorunów. Odłupał kilkumetrową część budynku, która spadła na ulicę, zagradzając połowę drogi. Oprócz tego w budynku wybuchł pożar, który wspomagany przez wiatr, w mgnieniu oka zajął sąsiednie budynki. Gdy spojrzałem w niebo ujrzałem duży, okrągły kształt, który zmierzał w naszą stronę. Z każdą sekundą był coraz bliżej. Rozpoznałem w nim pocisk z katapulty. Spadał prosto na nas. W ostatniej chwili zdołałem utworzyć barierę, która przejęła całą siłę uderzenia. Po zderzeniu z pociskiem, tarcza zamigotała i znikła, a kula z katapulty potoczyła się w drugą stronę.
   Pioruny zaczęły coraz częściej trafiać blisko nas. Zanim dotarliśmy do Rynku prawie cała ulica stała w płomieniach. Budynki zawalały się pod swoim ciężarem, rozsypując się na ulicę. Gray zszedł ze statku i kierował się razem z żołnierzami w naszą stronę. Jechał na ogromnym, czarnym koniu. W pewnej chwili uniósł berło i zamachnął się nim w naszym kierunku. W naszym kierunku zaczął zmierzać promień czerwonego światła. Uniosłem kostur, a z jego końca wystrzeliła wiązka białego światła, która zderzyła się z promieniem Gray'a. W chwili zderzenia nastąpił wybuch, który oświetlił cały Rynek. W miejscu spotkania się dwóch promieni szalały pioruny. Włożyłem w zaklęcie więcej mocy i miejsce spotkania promieni oddaliło się w stronę Gray'a. Jednak on też zwiększył nacisk i pioruny znów przysunęły się w moją stronę.
-Szybko uciekajcie! - krzyknąłem - Długo go tak nie utrzymam!
-Nie zostawimy cię tu! - odkrzyknął Ermyr
-Już! - ponagliłem
Niechętnie zaczęli biec w stronę Katedry. Zostałem na Rynku sam. Z Gray'em i jego armią. Czułem, że moje zaklęcie słabnie. Dlatego zdecydowałem się na ryzykowną zagrywkę. Urwałem zaklęcie i odskoczyłem z linii lotu czerwonego promienia, jednocześnie posyłając w stronę Gray'a zaklęcie śmiertelne. Przewróciłem się na ziemię dwa metry dalej. Czerwone światło minęło mnie zaledwie o kilkanaście centymetrów i trafiło w kamienicę po drugiej stronie Rynku. Budynek wybuchł pod wpływem zaklęcia. A wokół wybuchły płomienie. Korzystając z zamieszania wstałem i zacząłem biec. Musiałem zdążyć na czas.

***

   Miasto było ruiną. Podczas drogi do Katedry nie znalazłem ani jednego całego budynku. Ogień trawił całe miasto, a domy, które nie płonęły były zawalone, a ich resztki zagracały ulicę.
   Katedra bardzo się zmieniła od czasu, gdy byłem tam kilka godzin temu. Wokół niej wyrósł mur złożony z najróżniejszych materiałów. Od belek, przez gruz aż po resztki karoc. Po wewnętrznej stronie tego muru wartę trzymali strażnicy, którzy gdy mnie ujrzeli ukłonili mi się nisko.
-Do Katedry! - krzyknąłem
-Ale Generał Wolfgang nakazał nam patrolowanie muru... - odpowiedział jeden z żołnierzy
-Do Katedry mówię! - wydarłem się w chwili, gdy na jednej z ulic prowadzących na Plac Katedralny, pojawił się Gray razem ze swoją armią.
-Explosio! - Kosturem wskazałem jedną z kamienic stojących u wylotu ulicy na Plac, która zawaliła się, zagradzając Północnym przejście do Katedry.
-To ich na trochę zatrzyma.

***

    Wpadłem zdyszany do jednej z sal w Katedrze.
-Żyjesz! - Magda rzuciła mi się w ramiona.
-Póki co... - uśmiechnąłem się promiennie i pocałowałem ją w usta. - Idzie na nas Gray z całą armią i Berłem Taralu.
-Berłem? Jesteś pewien? - spytała Alessandra, która siedziała w czerwonym, wygodnym fotelu po lewej stronie.
-No niby nie... - potarłem nerwowo kark - Ale ja... tak jakby to po prostu wiem.... Kostur i Berło są antagonistyczne... i ze sobą powiązane.... poczułem to gdy walczyłem z Gray'em na Rynku.
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Nikt się nie odzywał. Wszyscy milczeli: Ermyr, Alessandra, Es Midan, Wolfgang, Magda, Borys.
-Ja mu wierzę. - odezwała się Magda
-Ja też - powiedział Ermyr
- I ja. - odezwał się Borys
- Ja także - stwierdziła Alessandra
- No ja też - powiedział Es Midan.
- I ja również - rzekł Wolfgang.
-No ale co my zrobimy? Nie mamy szans z Berłem... - powiedziała Magda
-My nie, ale Kostur... - Borys wskazał na trzymaną przeze mnie, magiczną broń.
-Borys ma rację - stwierdziłem - Jedyną rzeczą, która może zatrzymać Północ, to Kostur. Jaki jest plan obrony? - spytałem po chwili.
-Ludzie są już rozstawieni na swoich stanowiskach, mamy ich około dziesięciu tysięcy. Północnych jest gdzieś ze dwadzieścia tysięcy, oczywiście plus magowie, katapulty i Gray. - powiedział Wolfgang jednym tchem.
-To nie dobrze... będzie ciężko. - stwierdziłem w chwili, gdy do sali wpadł jakiś żołnierz i oznajmił, że Północ wdarła się do Katedry.
-Jak to się mogło kurwa stać! - darł się Wolfgang - Przecież dwudziestotysięczna armia nie może nagle się zmaterializować w środku naszej armii!
Spojrzałem na niego znacząco.
-No dobrze...w sumie może...
-Idziemy - stwierdziłem

***

   Żołnierz mówił prawdę - w Kaplicy byli już ludzie Gray'a. Wokół panował strsznyy burdel - ławki były poprzewracane, a część z nich się paliła. Ołtarz był roztrzaskany, witraże leżały w kawałkach na podłodze, która pokryta była warstwą świeżej krwi. Pod drzwiami walczyli nasi żołnierze z ludźmi Gray'a. Niestety było ich więcej i co chwila jakiś z naszego garnizonu upadał na podłogę. W końcu przedarli się do środka. "TERAZ!" - krzyknąłem.
   Ruszyliśmy do walki. Ramię w ramię, jak bracia. Chociaż nie znaliśmy się zbyt długo, a po za tym każdy z nas był inny. Jednak walczyliśmy w wspólnej sprawie - w obronie niepodległości, za honor za kraj. Na twarzach moich bliskich malował się spokój, determinacja i... nienawiść.
   Zaczęliśmy atakować. Walczyliśmy całym arsenałem zaklęć. Żołnierzy ciągle przybywało. Nagle w drzwiach Katedry stanął jakiś ciemnej karnacji mężczyzna, ubrany w strój beduina.
-To Wezyr Fakhir Haddad. - powiedział Johan - to znaczy, że moje wojsko przegrało...
Rzuciłem w wezyra kulą ognia, jednak w porę uskoczył, a kula wybuchła na ścienie.
-Nie bądź głupcem, Kacper! - krzyknął - Poddaj się!
W odpowiedzi rzuciłem w niego zaklęciem odrzucającym. Tym razem nie zdążył zareagować i rąbnął plecami o ścianę. Jego żołnierze jednak zaraz go wynieśli.
   Wojsko Bohemasidu miało najlepszych łuczników. Strzelali bardzo, ale to bardzo celnie. Gdyby nie nasze magiczne tarcze, już dawno byśmy zginęli. Rzuciłem w nich kilkoma zaklęciami odrzucającymi, po których dosłownie roztrzaskali się na ścianie. Jednak zaraz nadbiegli kolejni. Trafiałem w nich magicznymi grotami, kulami ognia i lodu, zaklęciami śmiertelnymi... Nawet zaklęciem wybuchającym ,ale ich było coraz więcej... Jeden z łuczników trafił Johana w brzuch. Mężczyzna upadł na ziemię, łapiąc się za ranę, z której na podłogę wytryskiwała struga czerwonej cieczy.
-Jonah! - krzyknęła Alessandra
Podbiegła do niego i złapała go za rękę. Korzystając z okazji armia Bohemasidu wycofała się. Wszyscy podbiegliśmy do leżącego na ziemi Jonaha. Zaczął kasłać krwią. Uklęknąłem przy nim.
-Sanitas - powiedziałem
Rana zaczęła syczeć, jednak się nie zrosła.
-Srebro... - powiedział Ermyr
-Kkkkkk....acper. - wycharczał Jonah
-Tak? - spytałem ze łzami w oczach
-Gdy już obronisz Sankt-River. - w tym momencie zaczął kasłać - Przejmij koronę Południa. Zajmij się moimi poddanymi. A wy mu w tym pomóżcie.
-Nie pieprz głupot - otarłem łzę, która zaczęła mi płynąć po policzku - Sam się nimi zajmiesz...
-Uuuuuuu komuś się tutaj oberwało - usłyszeliśmy głos za naszymi plecami.
Odwróciłem się. Za nami stał Gray.
================
   Witam. Wiem, że miały być trzy części, ale mi nie wyszło xD Będzie ich cztery albo pięć... Kolejną planuję opublikować w tygodniu, chociaż nie wiem, czy mi się to uda...