sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 18: Rodzina musi trzymać się razem.

2.01.1251r.EL,Aliquam
Strażnicy rzucają się na nas i powalają nas na ziemię. Magda krzyczy.
-Hmm.. a co my tu mamy? - pyta dowódca i podchodzi do konia, na którym przymocowany był do siodła Marcin. - Elfie dziecko?
Milczymy.
-Ciekawe. Bardzo ciekawe - ciągnie z uśmiechem - Nada się na publiczną egzekucję.
Dowódca odchodzi z Marcinem i mówi:
-Zabierzcie ich do Strażnicy. Będą tam przesłuchani i osądzeni.
-Zostaw go! -krzyczę, ale on tylko się uśmiecha
***
Strażnica leży na drugim końcu miasta. Jesteśmy prowadzeni przez plątaninę krętych uliczek. Bruk śmierdzi krwią. Pewnie niedawno go myli...
Na rynku spotykamy kilku przechodniów. Rozpoznali nas i w milczeniu się skłonili. Odpowiedziałem im tym samym. Jednak zaraz tego pożałowali, bo najbliższy strażnik zadał im kilka ciosów biczem. Skrzywiłem się i odwróciłem głowę. Nie mogłem na to patrzeć.
Strażnica była średniej wysokości, okrągłą wieżą. Mimo to i tak górowała nad sąsiednimi budynkami. Wystrój był bardzo skromny. Przesłuchiwano mnie w jednym z pokoi po lewej. Na środku stało biurko. Zanim siedział ten sam dowódca spod bamy. Kazał mi usiąść.
-Jak się nazywasz? - spytał nie podnosząc wzroku znad papierów
-Kacper Wilk - odparłem
-Jesteś synem Marcina Wilka, buntownika walczącego z władzą?
-Mój ojciec nie był buntownikiem! - warknąłem
-A ja jestem cycatą elfką - odparł z szyderczym uśmiechem - Co łączy cię z Magdaleną?
-Jesteśmy...parą... - odpowiedziałem niepewnie
-Czy wiedziałeś, że Magdalena bezprawnie przejęła tron? -spytał nachylając się w moją stronę
-Wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Magda jest jedynym żyjącym członkiem rodziny królewskiej. Jest córką króla Dawida i Alessandry Montequ.
-Czy macie coś, żeby to potwierdzić? - spytał z szyderczym uśmiechem
-Te informacje otrzymaliśmy od Generała Wulfryka McGowan'a. Ale on niestety nie żyje...
-Tak też myślałem. Pilnujcie go - powiedział wychodząc
***
3.01.1251rEL, Aliquam

Noc spędziłem na cienkim kocu leżącym na podłodze, w rogu celi. Na dworze był mróz, a w celi też nie było najcieplej. Obudzili mnie o świcie mocnym szarpnięciem za ramię.
-Co się stało? -spytałem zaspany
-Wstawaj. Zaraz się dowiesz.
Wyszliśmy ze Strażnicy. Szliśmy szybkim krokiem przez zaśnieżone, brukowe ulice sterroryzowanego miasta. Na Rynku zgromadził się spory tłumek, a na prowizorycznym podwyższeniu panowało poruszenie. Zmierzaliśmy w tamtą stronę. Po wejściu na "scenę" ujrzałem rząd krzeseł. Siedzieli na nich nieznani mi ludzie, a wśród nich przywiązani do krzeseł Ermyr i Borys. Magda stała obok trzymana przez strażników. Na środku podwyższenia kat ostrzył siekierę. Wyrwałem się mocnych uścisków prowadzących mnie strażników i pobiegłem do Magdy:
-Magda! - objąłem ją ramieniem - Co tu się dzieje?
-Zagrażam Północy. - mówiła płacząc - Postawili wyrok, że bezprawnie objęłam tron. Skazali mnie na karą śmierci poprzez ścięcie.
-Co? Przecież...
-Odsunąć się! - strażnik odepchnął mnie od Magdy.
Upadłem na podłogę. Podniosłem się i wymierzyłem cios. Trafiłem go w szczękę. Słychać było trzask łamanych kości. Strażnik zawył i skulił się z bólu, po czym sięgnął po bat. Wziął zamach i trafił mnie w tors. Poczułem rozdzierający, promieniujący ból w klatce piersiowej. Rozchodził się na całe ciało. Zabrakło mi tchu. Upadłem na skrzypiące deski.
-Zostaw go! - krzyczała go - Słyszysz?!
Strażnik odwrócił się i ją spoliczkował. Zalała mnie fala gniewu. Próbowałem się podnieść, ale nie miałem siły. Bluzka, którą miałem na sobie przemoknięta była krwią. Podszedł do mnie i na mnie splunął. Potem podniósł nogę i kopnął mnie w żebra. Odrzuciło mnie na skraj sceny. Wśród zgromadzonych przeszedł szmer i ktoś krzyknął:
-Co robisz psi synu?! On jest królem!
Po chwili strażnicy już przy nim byli. Słyszałem krzyk, jednak nie widziałem co stało się potem. Strażnicy wrócili i zawlekli mnie na krzesło po czym do niego przywiązali. Ręce związali mi posrebrzaną liną. Wiedzą, że srebro zakłóca magię.
Na schodach prowadzących na scenę pojawił się dowódca. Strażnicy się rozstąpili, a jeden z nich podszedł na skraj sceny.
-Powitajcie naszego miłościwego Gubernatora Pyotra Violemo!
Rozległy się mało entuzjastyczne brawa, po czym przemówił Violemo.
-Jak doskonale wiecie wczoraj pojmano czworo groźnych przestępców. Magdalenę, podającą się za córkę króla Dawida, Kacpra Wilka, jej kochanka i pomocnika oraz Ermyra Al'Calaira i Borysa Daniłowa, elfa i krasnoluda, którzy samą rasą zasłużyli na karę.
Ermyr zachował pokerową twarz, ale Borys nie mógł usiedzieć ze złości na krześle.
-Zbrodniarze zostali sprawiedliwie osądzeni. Magdalena, Ermyr i Borys zostali skazani na karę śmierci, a Kacper na banicję. Egzekucja nastąpi za chwilę.
Jeden ze strażników poprowadził Magdę na środek sceny. Czekał już tam kat z naostrzoną siekierą. Siłą zmusił ją, żeby uklękła i położyła głowę na pieńku. Dziewczyna spoglądała na mnie ze strachem w oczach, a
ja nie mogłem nic zrobić. Kat podniósł siekierę do góry...wyprostował się i upadł... Strażnicy zaczęli się nerwowo rozglądać. Przez runek szła kobieta, a przed nią rozstępował się tłum. Strażnicy zaczęli do niej biec, ale zamierali w ruchu i upadali na zaśnieżony bruk. Szła energicznym krokiem, a jej kręcone, kruczoczarne loki tańczyły na lekkim wietrze. Spojrzenie jej brązowych oczu było bardzo bystre i co chwilę omiatało horyzont. Jej śniada cera lśniła światłem odbijającym się od śniegu. Jej długa, czarna suknia ciągnęła się za nią po bruku. a buty na obcasie wydawały charakterystyczne stukanie o kamienie. Przeszedłwszy przez rynek zatrzymała się pod sceną.
-Witam gubernatorze - złośliwie zaakcentowała słowo "gubernator" -może zabił pan jej ojca, ale Magdzie pan nic nie zrobi.
-Tak w ogóle to kim pani jest, że śmie pani zakłócać przebieg ustalonej według prawa egzekucji?! - spytał czerwony na twarzy.
-Jestem Alessandra Montequ,. Magda to moja córka. A pańskie prawo to ja mam zasadniczo głęboko...ekhe.. w duszy.
_______________________________________________________________________
Tym jakże miłym stwierdzeniem Alessandry oddaje w wasze ręce rozdział 18 ;)

środa, 24 grudnia 2014

POST ŚWIĄTECZNY

Z okazji Bożego Narodzenia życzę Wam:

-dużo miłości
-dużo radości
-żeby uśmiech nigdy nie schodził z Waszych ryjków xd
-spełnienia nawet tych najskrytszych marzeń
-kochających rodzin i przyjaciół
-samych sukcesów
-radochy z tego, co robicie
-wyrozumiałości dla innych
-więcej życzliwości
-dużo szampana na Sylwestrze
-i żeby następny rok nie był gorszy od poprzedniego.


~Krystix


poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 17: Elfie dziecko.

30.12.1250rEL, Żelazny Trakt.
   Podróżowaliśmy już trzy dni. Cały czas baliśmy się, że Gray wysłał za nami wojsko. Jednak nic na to nie wskazywało.
   Za miastem znaleźliśmy konie. Nie były uwiązane, więc je wzięliśmy. Cały czas milczeliśmy. Reszta zaczęła rozmawiać na drugi dzień. Ja nie. Ciągle przed oczami miałem Pawła i tatę. Odczuwałem ogromne poczucie winy. Myślałem, że mogłem ich uchronić przed śmiercią.
Zacząłem się zastanawiać czy nie wrócić z Arladii znów na Ziemię. Tutaj śmierć poniosła trójka bliskich mi ludzi. Arladiia kojarzyła mi się tylko z dwoma rzeczami: magią i śmiercią. Jednak dobrze wiedziałem, że muszę doprowadzić do pokoju w Arladii. Choć wiedziałem, że to nie będzie łatwe.
   W tamtym momencie przed moimi oczami ukazał się chwytający serce widok.  Setki, jak nie tysiące ludzi przecinały w poprzek drogę. Za sobą zostawiali ścieżkę podeptanej trawy. Wyglądało to, że kilka miast zostało opuszczonych. Ludzie ubrani byli bardzo różnie. Jedni w wymyślne stroje z falbanami, bardzo podobne do tych noszonych w Selezji. Myśląc o niej zaraz przypomniał mi się widok palonego miasta. Jak ja je dobrze znałem...
-Jak jedziesz! - krzyknęła jakaś kobieta
-Przepraszam - mruknąłem
   Z tyłu kolumny szli ludzie o cerze prawie białej. Z początku myślałem, że są to elfy. Zabrakło im jednak iście elfich cech. Jedyne co ich łączyło z Wyższymi to odcień skóry. Po chwili przyglądania się im doszedłem do wniosku, że muszą pochodzić z Północy. Najpewniej z okolic Gór Białych, albo lądolodu. Słońce tam grzeje bardzo słabo, a temperatura tylko w lecie przekracza 0 stopni. To tłumaczyłoby ich blady odcień skóry.
   Obok nich szła grupa Starszych Ras, którym ludzie nadali przydomek Nieludzi. Elfy szły dumnie unosząc głowy. Spojrzały na nas z wyższością, jednak uśmiechnęły się skłaniając głowę Ermyrowi. On zrobił to samo. Pomyślałem, że w zasadzie niczym się nie różnili. Wyglądali bardzo podobnie. Jednak Ermyr nosił stroje bardziej zbliżone do ludzkich. Elfy zwykle nosiły długie jedwabne lub aksamitne szaty. Najczęściej w kolorze mocno (nie ciemno) niebieskim. Oprócz tego znakiem charakterystycznym dla elfiego stroju był pas, którym przewiązywali sobie biodra. Zwykle był kolory kremowego dla mężczyzn i białego dla kobiet. Ozdobiony był bardzo popularnym u Wyższych motywem roślinnym. Te tutaj też tak były tak ubrane. Nie było u nich żadnych wyszukanych strojów. Wszyscy ubrani byli prawie tak samo. Nawet zachowanie mieli identyczne. Duma. Elfy czuły się lepsze od ludzi. Twierdzili tak, ponieważ ludzie byli bardziej skłonni do wojen i agresji, co ich odrzucało. W elfim środowisku ludzi uważa się za zdziczałych. Oczywiście są wyjątki. Elfy nie stronią od szacunku wobec "wybitnych jednostek ludzkich", jak to określają.
   Za Wyższymi szły Krasnoludy. Wszyscy mieli długie, związane brody. Część z nich niosło ze sobą kilofy. Pewnie idą prosto z kopalni. Większość ubrana było w tradycyjny, krasnoludzki strój. Jednak pewna, nieliczna grupa wyróżniała się na ich tle. Byli nieznacznie wyżsi od swoich krewnych z Cheridaru. Brody mieli krótsze i elegancko przystrzyżone. Nawet ubierali się na modłę ludzi. Mówili w Starszej Mowie, jednak dało się wyczuć ludzki akcent. Byli to zapewne Goldenrauxowie, właściciele najpopularniejszego i najbardziej prestiżowego banku w całej Arladii.
   Przyglądając mijających ludzi zniecierpliwiło mnie czekanie. Pochód uniemożliwił jazdę drogą. A okrążenie go było prawie niemożliwe, ze względu na rozmiary grupy. A na dodatek wyglądało na to, że trochę poczekamy. Tłum ciągnął się daleko w obie strony.
   -Przepraszam - zaczepiam jakaś podsiwiałą kobietę koło 50 - Co się stało?
   -A dajże spokój, panie! - odpowiada kobieta - Za nami goni cała horda północnych! Mówię panu, z dziesięć tysięcy. Jak żyję
   -Dziękuję - mruczę
   Wracam do naszej grupy i patrzę po ich twarzach.  
   -Tamta kobieta mówi, że za nimi idzie armia Północy. Jak stwierdziła dziesięć tysięcy ludzi...
   W tamtej chwili przerywa mi kobiecy wrzask. Zaraz za nim rozbrzmiewa kolejny i kolejny  i jeszcze następny. Po chwili tysiące ludzi zaczynają krzyczeć. Siedzę zdezorientowany na koniu i rozglądam się nerwowo po kolumnie uchodźców. Co chwila jakaś osoba upada na ziemię i dostaje silnych drgawek. Kolumna zaczyna się przerzedzać. Ludzie rzucają cały dobytek i uciekają w popłochu. Kobieta, które przed chwilą upadła na ziemię jakieś dwadzieścia metrów od nas upuściła dziecko. Chłopca. Nie zastanawiam się. Kierują mną instynkt. Szybko zsiadam z konia i rzucam się do biegu. Kieruję się w stronę płaczącego dziecka. Dobiegam do niego w ostatniej chwili. Wokół
niego jest pełno węży. Dziwnych węży. Są dużo szybsze i bardziej agresywne od zwykłych węży. Rzucają się na mnie, ale odbijam je zaklęciem. Kilka zabiłem, ale większość nadal jest przy życiu. Atakują znowu. Odbiłem, ale jeden ukąsił mnie w kostkę. Znów atakują. Tym razem je zabijam i szybko podnoszę kocyk, w który owinięte było dziecko. Gdy biegnę z powrotem omijając kolejne węże kocyk obsuwa się z główki dziecka. Moim oczom ukazuje się roześmiana, dziecięca twarz. Jego duże, brązowe oczy patrzą na mnie z uwagą. Co chwila złote włosy zasłaniają mu oczy, co doprowadza małego do śmiechu.
   -Kacper! Wsiadaj na konia! - krzyczy Emyr - To magiczne węże. Bardzo niebezpieczne dla Niemagicznych. Musimy już jechać zaraz będą tu Północni. Zaraz... Skąd masz to dziecko?
   -Jego matka zginęła - wyjaśniam -  Przecież nie mogłem go zostawić.
   -Hmmm...- Ermyr w zamyśleniu pociera podbródek - Nie wiem, czy to najlepszy pomysł, żeby brać to dziecko w naszej sytuacji.
   -Przecież nie możemy zostawić tutaj bezbronnego dziecka na śmierć - mówię stanowczo.
   Ermyr w odpowiedzi pokręcił tylko głową.
***
   Ruszyliśmy bez problemu. Północni znikli z linii horyzontu. Magda zaczęła bawić się z dzieckiem. Sprawiało jej to ogromną radość. Cały czas śmiała się do dziecka. Dziecko po godzinie zabawy usnęło, a Magda postanowiła wziąć dziecko na ręce. Nie oponowałem. Ermyr co chwila spoglądał na dziecko. Zastanawiałem się dlaczego to robi. Po chwili on się odezwał:
   -To jest elfie dziecko - powiedział twardo - widać już zalążki szpiczastych uszów, a kły nie są rozwinięte.
   -Nie wiedziałem, że to elfie dziecko...-odpowiadam zaskoczony
   -To nic nie zmienia - mówi Magda, kładąc mi dłoń na mojej dłoni - Czy gdybyś wiedział, że to dziecko jest elfem zostawiłbyś je wśród tych węży?
Zastanawiam się. Nie mam niechęci do elfów. Do nikogo nie mam. Oprócz Gray'a.
   -Nie, nie zostawiłbym go - odpowiadam i gładzę dziecko po głowie.
   -Nazwiemy go Marcin - mówi Magda - po twoim ojcu.
   -W Starszej Mowie to będzie M-A-E-R-C-Z-I -' -E -N , co czyta się marczjen.
   -Ładnie - stwierdzam
***
2.01.1251rEL, Aliquam.
   Do miasta docieramy wczesnym rankiem. Przy bramie spotykamy kilkunastu żołnierzy, chyba Północnych. Patrzą na nas nieufnie i wysyłają kogoś po dowódcę. Dowódca przychodzi po dwudziestu minutach. Staje na przeciw nas i po chwili się odzywa.
   -Aresztować ich!
______________________________________________________________________
Oto i rozdział 17! ;D Miłego czytania!
  

środa, 17 grudnia 2014

Rozdział 16: Zasadzka.

27.12.1250r.EL, South Holsan.
Obudził mnie dźwięk rozmowy. Rozmawiali Ermyr z ojcem. Zdołałem wstać, choć przyszło mi to z trudem. Powoli (ze względu na nogę) poszedłem w ich stronę. Po drodze minął Magdę. Z ulgą stwierdziłem, że oddycha.
-O, Kacper wstałeś! - uśmiechnął się ojciec - Jak się czujesz?
-Dużo lepiej, niż wczoraj, ale i tak cholernie boli. - odparłem nawet nie ukrywając bólu w nodze.
-Wczoraj, gdy spałeś znowu leczyłem cię zaklęciami - odezwał się Ermyr - W nocy jednak dopadła cię gorączka. Zacząłeś wiercić się na łóżku i krzyczeć. Borys znalazł na górze jakieś leki przeciwbólowe. Podałem ci je i ci przeszło.
-Co z nią? - wskazałem ruchem głowy na  leżącą za nami Magdę
-To samo - odparł z powagą elf - Nie obudziła się jeszcze.
-Jak długo to jeszcze będzie trwać?! - krzyknąłem i uderzyłem pięścią w stół, aż spadł z niego wazon ze zwiędłymi kwiatami.
-Kacper? - usłyszałem słaby głos Magdy
-Jestem tutaj, kochanie - podbiegłem do niej nie zważając na ból - Jak ja się cieszę, że nic ci nie jest!
-Ile spałam?
-Kilka dni. Ale to nieważne. Najważniejsze, że się obudziłaś. - odparłem
-Pamiętam, jak dostałam nożem w brzuch - powiedziała - Zrobiło mi się słabo i upadłam. Potem niosłeś mnie na rękach, ale chyba dostałeś strzałą. To prawda?
-Prawda. Ale to nic poważnego - powiedziałem wymijająco
-Pokaż - powiedziała stanowczo
Zawinąłem spodnie i oczom ukazała się wielka rana na łydce. Skóra wokół nosiła ślady zaschniętej krwi, zresztą tak, jak spodnie.
-To wygląda okropnie, Kacper! - przejechała delikatnie dłonią po ranie - Boli cię?
-Troszkę.
-To przeze mnie tak cierpisz - powiedziała wyraźnie zasmucona
-Przestań - odparłem - Ratowałem cię, bo cię kocham.
-Dziękuję - szepnęła i pocałowała mnie w usta
-Ekhe - przerwał Borys wchodząc do pokoju - musimy już iść, gołąbeczki.
-Spadaj - rzuciłem w niego poduszką.
Wyszedł z pokoju z uśmiechem. A my zebraliśmy się z łóżka i także skierowaliśmy się w stronę schodów na górę. Po kilkudziesięciu skrzypiących stopniach dotarliśmy na trzecie piętro. Tam czekali już pozostali.
-Nareszcie jesteście -odezwał się zniecierpliwionym głosem ojciec - Dobra, otwieramy!
Podszedł do ciężkich, drewnianych drzwi na końcu strychu. Oczywiście było zbyt łatwo, gdyby były otwarte. Najwyraźniej domownicy nieczęsto korzystali z tego przejścia. Zaczęliśmy szukać klucza. Na strychu go nie było. Na piętrach też nie. Znalazł się dopiero na parterze, w kredensie, w kuchni. Przez szukanie klucza straciliśmy dobre dwadzieścia minut. Musieliśmy nadrobić stracony czas. Szybko znów wbiegliśmy na górę. Drzwi otwarły się bez problemu. Przeszliśmy przez kolejny zakurzony strych i natrafiliśmy na następne drzwi. Znów zamknięte. Tym razem ojciec nie zamierzał szukać klucza.
-Explosio!
Drzwi wyleciały z zawiasów, razem z nimi metrowy kawał ściany wokół futryny.  Z następnymi kilkunastoma drzwiami zrobił to samo. Za nami ciągnął się ślad dziur po drzwiach.
-To już ostatnia kamienica - stwierdził Paweł - schodzimy na dół. Bądźcie ostrożni!
Schodziliśmy schodek po schodku. Najpierw Ermyr, potem ojciec i Oleex następnie ja z Magdą, a Borys zamykał pochód. Ta kamienica także okazała się pusta. To było dziwne, że połowa ulicy była nie zamieszkana, nawet jeśli wróg przejął miasto. Zeszliśmy na parter. Nic oprócz kurzu. Mieszkanie wyglądało na niezamieszkane, a przecież minęło tylko kilka dni. Paweł powoli i ostrożnie podszedł do okna i odsunął firankę. I nagle świst i charakterystyczne dla magii falowanie powietrza.
-Aaaaa! - Oleex wrzasnął i upadł na podłogę.
Podbiegłem do niego. Z jego głowy wybił strumień krwi. Został trafiony magicznym grotem w sam środek czoła. Zaczął rzucać się w przedśmiertnej agonii. Zmarł.
-To niemożliwe! To nie może być prawda! - ojciec złapał Pawła za ramiona i zaczął potrząsać
-Tato - poprosiłem - przestań. On nie żyje.
-Zabiliście mi żonę! Teraz najlepszego przyjaciela! Czego jeszcze ode mnie chcecie?! - ojciec wstał i zaczął iść w stronę drzwi. Otworzył je i wyszedł pobiegliśmy za nim. Przed kamienicą naszym oczom ukazała się ulica pełna wojska. Na oko było tam 500 rycerzy i 100 łuczników. Oprócz tego gdzieniegdzie stali magowie. Słowem - zasadzka. Ojciec w ogóle się tym nie przejął i szedł dalej naprzód.
-Poddajcie się - odezwał się mężczyzna górujący nad żołnierzami. Siedział na czarnym koniu - Potraktujemy was humanitarnie.
-Tak jak Kamilę i Pawła?! - wrzeszczał ojciec przez łzy - Spierdalaj, Gray!
Podniósł rękę i rzucił zaklęcie. Trafiło w grupkę żołnierzy otaczających Gray'a. Zginęli dosłownie na miejscu. Ale ojciec na tym nie poprzestał. Rzucał dalej. Zanim żołnierze zdążyli się zorientować w sytuacji zginęło ich kilkadziesiąt. Wtedy rzucili się na niego. Spadł na niego grad strzał, magicznych grotów i ciosów mieczy, ale on stworzył barierę wokół siebie i stał niewzruszony.
-Explosio! - zaklęcie trafiło żołnierzy przed nami. Dosłownie rozerwało ich na strzępy.
-Igneus Procella! - Magda trafiła w niedobitków, którzy uciekali płonąc.
-Skąd ty to umiesz? - spytałem
-Nudziło mi się w zamku - odparła z uśmiechem
Obrona ojca zaczęła pękać rzuciliśmy się w jej stronę, ale przed nami wyrosła ceglana ściana.
-Explosio! Explosio! Explosio! - krzyczałem, ale ściana wyglądała na prawie nietkniętą
-Exitium protectionis! - ryknął Ermyr, a ściana się rozsypała.
Nie było już widać bariery ojca. Biegliśmy dalej. Zauważyliśmy go. Leżał na bruku cały we krwi, ale nadal walczył.
-Scutum Deum! - krzyknąłem w jego stronę, a wokół niego wyrosła tarcza
Teraz żołnierze i magowie rzucili się na nas. Walka stała się prawdziwą jatką. Wpadłem w furię. Co chwilę podbiegający do mnie żołnierze wysadzani byli w powietrze. Ermyr też walczył dzielnie. Nie dał się otoczyć. Posyłał deszcz grotów na biegnących Gray'owców. Od tyłu podbiegł do mnie jakiś żołnierz, ale Magda trafiło go Śmiertelnym Zaklęciem. Po chwili na ulicy było pełno trupów, a niedobitki uciekały w różne strony. Tylko ostatni mag walczył.
-Morseum! - zacharczał gardłowo i zmarł
Podbiegłem do ojca. Jego bariera już zniknęła, a wokół była kałuża krwi.
-Kacper - odezwał się słabym głosem - Jesteś ostatni z naszej rodziny. Zaopiekuj się Magdą i poprowadź Holsanię do zwycięstwa.
-Dobrze, tato - po policzku spłynęła mi łza.
Zaczął oddychać coraz słabiej, aż w końcu w ogóle przestał. Zacząłem płakać i rzuciłem mu się na szyję.
-On nie żyje, Kacper. - odezwał się Ermyr - a my musimy już iść. Gray zaraz sprowadzi posiłki. Miasto jest zajęte.
W oddali słychać było krzyki. Najwyraźniej nadbiegały owe posiłki. Reszta zaczęła biec. A ja wciąż siedziałem nad ojcem.
-Kacper! Musimy uciekać! - odezwała się Magda
Po chwili wstałem i zacząłem iść w ich stronę. Krzyki za mną były coraz głośniejsze. Zacząłem za nimi biec. A za plecami z bólem serca zostawiłem ciało swojego ukochanego ojca.
==========================================================================
Rozdział 16 ;) Myślę, że zbliżamy się do końca historii.

sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 15: "Żar­tu­je z bliz­ny, kto nie zaz­nał rany."

Wziąłem Magdę na ręce i zacząłem iść w stronę bramy. Emyr, tata, Oleex i Borys mnie osłaniali, bo z Magdą na rękach nie mogłem rzucać zaklęć.
-Kacper - dogonił mnie Borys -  Nie przejmuj się. Na pewno przeżyje.
-Łatwo ci mówić - burknąłem i przyspieszyłem kroku.
Spojrzałem na Magdę. Nic nie wskazywało na to, że może umrzeć. Wyglądała, jakby spała. Jedyne co mówiło o jej stanie to plama krwi na sukience. Była taka piękne, a ja ją tak kochałem. Po policzku spłynęła mi łza. Nagle usłyszałem huk. Balkon jednej z kamienic runął pod zaklęciem rzuconym od strony bramy. Spojrzałem tam.
-O kurwa... - szepnąłem
Przez bramę właśnie szło wojsko. Około 30 uzbrojonych żołnierzy. Plus 10 łuczników i 3 czarodziejów. Zauważyli nas i przyspieszyli kroku.
-To oni! To Kacper i Magdalena! Za nimi!
Pierwsze zaklęcie przeleciało mi obok głowy. Trafiło w jedną z kamienic. Wstrząsnęło budynkiem, a z okien powypadały szyby. Oprócz tego na ścianie powstało pęknięcie od pierwszego do drugiego piętra. Kamienica wyglądała tak, jakby zaraz miała się przewrócić na ulicę. Zawróciłem i zacząłem biec w stronę rynku z Magdą na rękach.
-Kacper! Do jasnej cholery! Co ty wyprawiasz?! - darł się ojciec
Stał z resztą ukryty pod fasadą z kamienic po lewej stronie. Stwierdziłem, że jednak pójdę z nimi. Zacząłem biec w ich stronę. Nagle usłyszałem świst i strzała trafiła mi w nogę na wysokości łydki.
-Auua! - krzyknąłem z bólu
-Kacper, szybciej! Impedimentum! - krzyknął Ermyr.
W poprzek ulicy stanęła półprzezroczysta bariera. Oddzielała mnie od przeciwników i pozwalała mi zwolnić. Ból w nodze stawał się nie do zniesienia. Promieniował od kostki do krocza. Ze zranionej nogi wystawała strzała, a z rany ciekła strużka ciepłej, bordowej cieczy. Po chwili zdałem sobie sprawę, że zraniona noga odmawia mi posłuszeństwa. Ciągnąłem ją za sobą zostawiając krwawy ślad w śniegu. Usłyszałem dudnięcie i zobaczyłem jak kolejne strzały i magiczne groty odbijają się od bariery, która zaczęła pękać. "Proszę, niech wytrzyma" - myślałem. Zostało mi jeszcze ze dwadzieścia metrów do ojca i reszty. Było mi coraz ciężej. Nie miałem siły iść, a co dopiero nieść Magdy. Ale nie mogłem jej zostawić na śmierć. Wolałbym zginąć razem z nią. Brama pękła. Zostało mi jeszcze dziesięć metrów. Ze wszystkich stron leciały w moją stronę zaklęcia. Ojciec wybiegł spod fasady i rzucił mi się na pomoc. Zaczął odbijać zaklęcia tarczami i barierami. Zaraz za nim wybiegł Ermyr, a zanim Borys i Paweł. Otoczyli mnie i za wszelką cenę starali się, żebym nie odniósł żadnej rany. Borys zabijał atakujących nas żołnierzy, a reszta neutralizowała zaklęcia. Udało się... prawie... Przy samych schodach na podwyższenie prowadzące do środka budynku strzała trafiła mnie w rękę. Zawyłem z bólu i upuściłem Magdę.
-Kacper!!! - krzyknął Ermyr - Osłaniajcie nas!
Wziął Magdę na ręce i zaniósł pod drzwi. Był bardzo silny, pomimo drobnej budowy. Potem wrócił po mnie. Wziął mnie pod ramię i zaczął prowadzić w stronę budynku. Poślizgnąłem się na śniegu i upadłem.
-Dasz radę, Kacper! - powiedział do mnie.
Pomógł mi wstać i dotarliśmy do drzwi. Weszliśmy do środka, a za nami reszta. Ermyr położył Magdę na sofie, a mi pomógł usiąść w fotelu. Dom był pusty. Najwyraźniej wszyscy już uciekli. Wbrew pozorom kamienica nie była duża. Miała trzy piętra. Na parterze była kuchnia i salon, na pierwszym sypialnia, na drugim coś w stylu łazienki. Na piętrze trzecim natomiast znajdował się strych. Co chwila kamienicą wstrząsały zaklęcia trafiające we frontową ścianę, która zaczęła pękać.
-Absconde! - Oleex machnął ręką i po ścianie przeszedł pojedynczy błysk.
-Świetny pomysł, Paweł - ojciec wstał kiwając głową. - Clausum! Parmandi!
Po ścianie znowu przeszedł błysk, jednak tym razem z głośnym szczęknięciem. Oprócz tego znikło pęknięcie.
-Jak się czujesz? - spytał Oleex
-Bywało lepiej - odpowiedziałem z dezaprobatą
-Pokaż to -  odezwał się Ermyr
Podszedł do mnie i uklęknął obok. Po chwili złapał za strzałę i raptownie mi ją wyciągnął.
-Kurwaaaa! Ermyr! - krzyknąłem
Elf nie odpowiedział. Po chwili wyjął też drugą strzałę.
-Aaaaaaa! - znów krzyknąłem - Jeszcze raz tak zrobisz to obiecuję, że osobiście pogłaskam cię kulą ognia.
-Nie masz już więcej strzał - odpowiedział się ze złośliwym uśmiechem na ustach.
Z ran zaczęły tryskać strugi krwi. Po chwili na podłodze zrobiła się niemała kałuża bordowej cieczy. Zrobiło mi się słabo.
-Sanitas, sanitas - mówił Ermyr - Sanitas.
Krew leciała już słabiej, ale mi i tak kręciło się w głowie. Straciłem przytomność.
***
26.12.1250rEL, South Holsan.
Otworzyłem oczy. W pokoju panował półmrok. Rogi pokoju pogrążone były w ciemności. Dopiero po chwili przypomniał mi się wczorajszy dzień. Próbowałem się podnieść, ale nie miałem siły.
-Kacper! Nareszcie się obudziłeś. Myśleliśmy, że wykorkowałeś. - powitał mnie radosny głos Borysa - Jak się czujesz?
-Słabo - odpowiedziałem
-Tak też wyglądasz. - spochmurniał
-Co z Magdą? - spytałem
-Żyje, ale jeszcze się nie obudziła. Ermyr mówi, że chyba wdało się zakażenie
-Nic jej nie będzie? - spytałem ze strachem w głosie
-Nie wiadomo - Ermyr znalazł się przy nas - Cały brzuch ma siny, a w nocy męczyła ją gorączka.
-Ona musi przeżyć...-szepnąłem
-Ale mam dobrą wiadomość. - powiedział Elf - dzisiaj odkryliśmy, że kamienice na całej długości mają połączone strychy. Może uda nam się ominąć żołnierzy i wyjść pod samą bramą.
-Może... - szepnąłem
Wyszli z pokoju, a ja usnąłem ze wzrokiem wbitym w Magdę, leżącą na fotelu.
==========================================================================
A o to rozdział 15! Myślę, że ciekawy. Komentujcie ;)

środa, 10 grudnia 2014

Rozdział 14: Na granicy śmierci.

Dotrzymałem obietnicy. Nie wyjechałem. Ciągle miałem poczucie winy. Zrozumiałem, że Magda jest najważniejsza i nigdy nie pozwolę, żeby była nieszczęśliwa.
20.12.1250rEL, South Holsan
Minęło kilka od od kłótni z Magdą. Wszystko się ułożyło. Zaraz będą święta. Cieszę się, zawsze je lubiłem. Ale w tym roku będzie inaczej. Bo bez mamy. Minęło już kilka miesięcy, a boli wciąż tak samo. Ciągle widzę przed oczami jej ciało. Gdy tylko o tym pomyślę chce mi się płakać.
-Kacper! - Magda weszła do pokoju
-Tak, kochanie? - spytałem z uśmiechem, zakrywającym ból, który mam w sercu.
-Jakiego koloru mają być ozdoby na choinkę? Czerwone czy niebieskie? - spytała podnosząc dwa łańcuchy, które miała w ręku. Jeden był czerwony, a drugi niebieski.
-Mogą być czerwone - roześmiałem się 
-Hm...też tak myślałam.
Była taka zabawna. Bardzo ją kochałem.
***
24.12.1250rEL, South Holsan
Dzisiaj jest wigilia. Wszystko przygotowane na uroczystą kolację. Jeszcze tylko kilka drobnostek i można cieszyć się świętami w otoczeniu bliskich. Na kolację zaprosiłem Ermyra, powiedział, że jeśli mu się uda, to wpadnie.
Posiłek odbędzie się w jadalni. Całe pomieszczenie jest ozdobione gałązkami świerkowymi i czerwonymi wstążkami. Oprócz tego w rogach stoją dwie duże choinki, również ubrane na czerwono. W kominku trzaskał niedawno rozpalony ogień. Na filarach wisiały gałązki jemioły - pomysł Magdy.
Nareszcie poczułem się spokojny i bezpieczny. Pierwszy raz od śmierci mamy. Ojciec też wydawał się bardziej szczęśliwy.  Po śmierci mamy zwykle całe dnie spędzał sam, u siebie w pokoju. Raz na jakiś czas szedł na spacer z Generałem. Nie chciałem go do niczego zmuszać, ale wiedziałem, że musi się w końcu otworzyć.
-Kacper - w drzwiach pojawił się ojciec - Ermyr przyjechał.
-Już idę - odpowiedziałem i wstałem z łóżka.
Po schodach zszedłem do holu i zobaczyłem znajomego elfa. Jak zwykle emanował dobrą energią i dowcipem. Ubrany był w swoją czerwoną szatę.
-Kacper - krzyknął w moją stronę - Jak dobrze cię widzieć!
-Ciebie również Ermyrze, jak podróż?
-Kiepsko. Te końce są strasznie niewygodne. - uśmiechnął się - A co tam u was wszystko w porządku?
-Tak, nic złego się nie stało.
-Chwała Bogu! - odpowiedział znowu się śmiejąc.
-Mam nadzieję, że zostaniesz do Nowego Roku, Ermyrze? - spytałem
-Niestety, Kacper  spoważniał - zostanę u was tylko kilka dni. Wiesz przez to całe zamieszanie z Północą Gildia ma dużo roboty.
-Rozumiem - odpowiedziałem w zamyśleniu
W tamtym momencie do holu weszła Magda. Ubrana była w długą, sięgającą ziemi suknię w kolorze krwistej czerwieni, która miała wyraźne wcięcie w talii. Strój ten bardzo uwydatniał jej liczne wdzięki... Jej blond włosy falami spadały na ramiona, błyszcząc się w blasku świec. Subtelny makijaż dopełniał całą stylizację. Gdy szła wszyscy zamilkliśmy. Słychać było tylko jej kroki, które odbijały się echem o ściany holu.
-Magda! - pierwszy odezwał się Ermyr - Wyglądasz... zjawiskowo!
-Dziękuję, Ermyrze - skłoniła się z gracją - ty również.
-Wyglądasz przepięknie, kochanie - szepnąłem jej do ucha, gdy do nas podeszła
-Dziękuję, cieszę się, że tak mówisz - odpowiedziała
-No, to co? Idziemy na kolację. - zaśmiał się ojciec
Przeszliśmy przez salę tronową do jadalni. Tam przy nakrytym stole czekali już Borys, Generał i Oleex. Po kilku minutach przywitań usiedliśmy do stołu.
-Chciałbym wznieść toast - wstałem z kieliszkiem wina w ręce - Za to, że spotykamy się w tak dobranym gronie i żeby to się jeszcze nie raz powtórzyło.
-Vivat! - krzyknął elf, wstając.
-Vivat! Vivat! - reszta również się dołączyła.
-A teraz, usiądźmy do kolacji - powiedział ojciec.
Pierwszym daniem była zupa grzybowa. Była wyśmienita. Na drugie był karp, niczym nie ustępujący rybie. Potem sałatki, barszcz, kapusta, wszystko tak, jak na zwykłej wigilii. Na koniec podzieliliśmy się opłatkiem.
-Żeby następny rok nie był gorszy od poprzedniego - powiedział do mnie ojciec.
-Nawzajem, tato.
-Kacper -podszedł do mnie Ermyr - życzę ci dużo zdrowia, szczęścia i pomyślności. Oraz tego, żeby twoje kłopoty zawsze się rozwiązywały.
-Dziękuję. Ja życzę tobie spełnienia wszystkich, nawet najskrytszych marzeń.
Gdy wszyscy złożyli sobie życzenia, śpiewaliśmy kolędy. Kolacja trwała do około pierwszej w nocy. Potem położyliśmy się spać.
***
25.12.1250r.EL, South Holsan
Obudziły nas krzyki. Wyjrzałem przez okno i ujrzałem łunę ognia nad rzeką. Ludzie w popłochu uciekali w drugą stronę.
-Magda!
-Co się stało? - spytała zaspana
-Ktoś zaatakował miasto. - powiedziałem i wyciągnąłem ją z łóżka.
Ubraliśmy się i zeszliśmy do sali tronowej. Tam spotkaliśmy resztę.
-Co się dzieje? - spytałem najbliżej stojącego Borysa.
-Chyba Północni atakują miasto. - odpowiedział spięty
Nagle ogromny huk wstrząsnął zamkiem. Ogromne mury się zatrzęsły, a z okien powypadały szyby. Do pomieszczenia wdarł się mróz. Podszedłem do otworu w ścianie i wyjrzałem.
-Zawaliła się północna wieża!
-Musimy stąd uciekać - stwierdził Ermyr
Wybiegliśmy wszyscy na zewnątrz. Było jasno, jak na środek nocy. Zbiegliśmy do Królewskiej. Tam napotkaliśmy wielki tłum, pogrążony w lamencie. W tamtej chwili zaklęcie trafiło w fasadę kamienicy. W jednej sekundzie cały tłum został zasypany cegłami, gruzem i szkłem. Większość nie żyła, a żywi uciekli zostawiając ciała bliskich. Biegliśmy dalej do Rynku. Tam spotkaliśmy grupę żołnierzy, która się na nas rzuciła.
-Rekoil! - krzyknąłem i wszystkich wyrzuciło w powietrze.
-Widać, że byłem dobrym nauczycielem. - mruknął elf.
Odpowiedziałem mu uśmiechem
-Morseum! - usłyszeliśmy męski głos z tyłu.
Zaklęcie mnie minęło i trafiło w Generała, który krzyknął z bólu, po czym upadł na ziemię.
-Ignis - krzyknąłem w stronę nieznanego czarodzieja, ale płomienie tylko osmaliły budynek. Jego już tam nie było. - Generale! Słyszy mnie pan?!
-Kacper, on nie żyje. - powiedział Oleex - Musimy już iść.
On? Ten, który przeżył masakrę South Holsan? Ten, który obronił Solsztajn? Nie żyje? Nie mogłem w to uwierzyć.
-Chodź, Kacper - powiedziała Magda patrząc mi w oczy.
Posłuchałem. Co chwila jakiś wybuch wstrząsał miastem. Zanim dotarliśmy do Bramy Południowej połowa miasta była zniszczona.
Mniej więcej w połowie ulicy Straży Miejskiej otoczyło nas kilkunastu czarodziejów.
-Stać! - krzyknął najwyższy i najbardziej umięśniony z nich. Najwyraźniej ich przywódca.
-Kim jesteście? - spytałem
-Zobaczycie - warknął i zaczął zbliżać się do Magdy.
-Repellere! - krzyknąłem, a czarodzieja odrzuciło - Magda chodź do mnie.
Gdy biegła w moją stronę złapał ją jeden z czarodziejów. Szarpała się, ale on był silniejszy. Przyłożył jej nóż do gardła.
-Poddajcie się, albo blondyneczka umrze. - powiedział lodowatym głosem.
W mojej głowie kłębiło się tysiące myśli. Co robić? Co robić? Musiałem działać. Nie mogliśmy się poddać.
-Morseum!
Zaklęcie trafiło czarodzieja trzymającego Magdę. Wygiął się i upadł. Przy upadaniu zranił Magdę w brzuch. Gdy do niej podbiegłem w koło pełno było krwi.
-Magda! Nie ruszaj się! Słyszysz mnie?!  - krzyczałem - Ermyr!
Ściskałem kurczowo ranę Magdy, ale to nic nie pomagało. Krwawiła tak samo, jak wcześniej. Czy stracę kolejną osobę, którą kocham? Nie przeżyję tego...
-Kacper, kocham cię - szepnęła i zamknęła oczy.
-Co się stało?! - podbiegł Ermyr
-Zranił ją nożem w brzuch. Uratujesz ją, prawda?!
-Nie wiem, co da się zrobić... - odpowiedział sceptycznym głosem - Sanitas. - dotknął jej brzucha - Sanitas.
Rana przestała krwawić, ale Magda się nie obudziła.
==========================================================================
Rozdział 14 oddaję w Wasze ręce! Proszę o choćby najmniejszy komentarz, bo to strasznie motywuje.

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 13: Nowa wojna, nowe problemy.

5.12.1250r.EL, Agonia
   Pospiesznie zwołałem konferencję w Agonii. Zaprosiłem na nią Cesarza Jacoba z Cesarstwa Północnego i króla Lucę III z Holsanii Północnej. Oprócz tego, jako świadkowie, stawić się mieli nowy Lord Selezji wybrany przez "niezależną" Radę Czarodziejów - Markus Richards i Cesarz Johan z Cesarstwa Południowego. Ja pojechałem, jako reprezentant Jaśnie Oświeconej Królowej Magdaleny I Południowoholsańskiej.
   Konferencja miała być w Ratuszu w Agonii, a dokładniej w średniej wielkości, skromnej sali w centralnej części budynku. Miała ona trzy duże okna wychodzące na podwórze za Ratuszem. Pośrodku stał duży, okrągły stół z dwunastoma miejscami, ale na konferencji zajętych było tylko sześć miejsc, z czego ostatnie bardzo krótko. Burmistrz Agonii po wprowadzeniu nas do sali i oficjalnym powitaniu wszystkich władców ulotnił się jak najszybciej.
   -Witam wszystkich zebranych! - zacząłem - Kłaniam się nisko dostojnym władcom Cesarstwa Południowego, Cesarstwa Północnego, Selezji i Holsanii Północnej. Zebraliśmy się tutaj z powodu kryzysu na Nillusem pomiędzy Holsanią Północną a Północą. Co strony mają do przedstawienia?
-Żądam, żeby Luca oddał mi południową część Nilleni. Prawnie należy ona do mnie. - stwierdził Jacob głosem pełnym wyższości.
-Nie oddam Jacobowi żadnej ziemi. -odezwał się Luca - Umowa z 1187r pomiędzy Północą, a Holsanią Północną obowiązuje nadal, a brzmiała ona tak:

W wyniku konfliktu pomiędzy Północą, a Holsanią Północną o terytorium w okolicach Nillusu obie strony zaprzestać mają walk i przyjąć przebieg granicy wzdłuż nurtu Nillusu. Agonia i Elisander, jako miasta portowe zostaną podzielone: Agonia znajdzie się pod panowaniem Cesarstwa Północnego, a Elisander pod panowaniem Holsanii Północnej.

-Więc - ciągnął krół Holsanii Północnej - Zgodny z prawem jest obecny przebieg granicy.
-Hmmm - odezwałem się - Uważam argument króla Luci za racjonalny. Czy Cesarz Jacob ma coś do powiedzenia na ten temat?
-Tak! - odpowiedział cesarz - Owszem, ale w argumencie Luci jest pewna luka. Otóż trzy lata temu granica uległą przemieszczeniu. Około 100km na północny-wschód od Agonii zakole Nillusu przerodziło się w starorzecze. Co za tym idzie granica została bezprawnie przesunięta na korzyść Holsanii.
-No dobrze, więc przeprowadźmy głosowanie. Każdy z władców ma jeden głos. Łącznie mogą być cztery głosy. Żeby zatwierdzić, lub odrzucić wniosek potrzeba ponad połowy głosów. A więc: Czy przesunięcie granicy wraz z Nillusem mające miejsce trzy lata temu było zgodne z prawem?
-Nie - powiedział Cesarz Jacob
-Tak- powiedział Marcus Richarson
-Tak - powiedział Cesarz Johan
-Tak - powiedział Luca
-Głosowanie uważam za zamknięte - stwierdziłem -  Głosów za: 3, głosów przeciw: 1. Wynik jednoznaczny: przesunięcie granicy wraz z Nillusem było zgodne z prawem. Konferencję uważam za zamkniętą. Dziękuję wszystkim za przybycie.
-Toż to bluźnierstwo! krzyknął Cesarz Jacob- Nie zgadzam się!
Trzasnął drzwiami i wyszedł z sali.
-Dziękuję - podszedł do mnie Luca i podał mi rękę - Dziękuję za pomoc.
-Nie ma za co - odpowiedziałem z uśmiechem - Oby nie było z tego wojny.
-Oby - odpowiedział
***

13.12.1250r.EL, South Holsan
   -Póki co Jacob nie robi nic w kierunku wojny. Dalej jest wszystko po staremu. - powiedzia ojciec - Gray też się nie odzywa. Może wszystko będzie dobrze.
-Nie wydaję mi się, żeby Cesarz odpuścił był iście oburzony tym rozwiązaniem. - odpowiedziałem
-Słuchajcie! - do biblioteki wpadła Magda - Cesarz zablokował statkami Nillus i wysłał wojsko do Elissander!
-Mówiłem! - krzyknąłem - Wypowiedział Północnej Holsanii wojnę? Wydał ostrzeżenie? Notę dyplomatyczną?
-Nic. Po prostu wysłał żołnierzy do Elisander.
-Zajęli miasto?
-Tak. Bez żadnego problemu. Garnizon był tak zaskoczony, że nawet nie zareagował.
-Proponuję zwołać posiedzenie Gildii Magów i zaprosić też do South Holsan Cesarza Johana. Co o tym myślicie? Tato?
-Uważam, że to bardzo dobry pomysł, synu - uśmiechnął się.
-Tak też zróbmy - powiedziałem i wstałem od stołu.
***
   Zaraz po informacji od Magdy poszedłem do Biblioteki Królewskiej i poszukałem informacji o Nilleni. Znalazłem tam książkę pod tytułem: "Geografia Arladii". W dziale o Holsanii Północnej nie znalazłem tego, czego szukałem. Spróbowałem w "Krainach umownych". Udało się:
Nillenia - umowna kraina w Cesarstwie Północnym, Holsanii Północnej i Cheridaru.. Znajduję się na obszarze 100 km od brzegów Nillusu, co daje łącznie około  2000 kilometrów kwadratowych. Jest terytorium spornym pomiędzy Północą a Holsanią Północną. Na terenie Nilleni leżą dwa miasta portowe i graniczne: Elissander i Agonia. Pierwsze należy do Holsanii Północnej, a drugie do Północy. Granica tych państw leży wzdłuż nurtu Nillusu. Głównym bogactwem Nilleni są ryby i pszenica oraz drewno.
 Luca miał rację. Nawet w królewskich księgach pisze, że granica przebiega przez Nillus. Nie rozumiem po co Północ miałaby żądać tego prawie bezwartościowego obszaru. A w dodatku bezpodstawnie.
***
15.12.1250rEL,South Holsan
Siedzieliśmy w jadalni: ja i Magda. Na dzisiaj umówione było spotkanie z Cesarzem. Miał przyjechać lada chwila. W tamtym momencie do jadalni wszedł sługa i oznajmił, że Cesarz już jest. Po kilku minutach wszedł do jadalni, a za nim jego słudzy, ale kazał im wyjść.
-Magda! Pięknie wyglądasz. - podszedł i po ojcowsku uściskał dziewczynę. Kacper - podał mi dłoń - ty też nieźle się trzymasz.
-Miło cię znów widzieć Johanie - ukłoniła się z uśmiechem Magda
-No, ale mówcie o co chodzi.
-Usiądźmy -wskazałem stół - Zapewne słyszałeś o Nilleni?
-No obiło mi się o uszy co wyprawia Jacob - odpowiedział z dezaprobatą - Jemu się naprawdę poprzewracało w dupie na stare lata!
-Dlatego po tym, jak zajął Elissander, boję się też o Holsanię Południową. Dlatego chciałem zapytać czy w razie potrzeby możemy liczyć na pomoc Cesarstwa?
-Oczywiście. - odpowiedział bez wahania
-A czy jeśli Luca poprosi Holsanię o pomoc Cesarstwo także się stawi? - spytała Magda
-Również. Na tym polega nasz sojusz.
-Dziękujemy, Johanie -  Magda odpowiedziała z uśmiechem
-Zostaniesz na kolację, prawda? - spytałem
-Zostanę. Dziękuję za zaproszenie. - odpowiedział Cesarz.
***
Obiad zjedliśmy w bardzo miłej atmosferze. Cesarz stwierdził, że się śpieszy i wyjechał z South Holsan. Postanowiłem, że pójdę teraz na spacer. Krążyłem pięknymi, zaśnieżonymi ulicami niedawno odbudowanego miasta. Co chwila przechodnie kłaniali mi się. Było to bardzo miłe, choć trochę krępujące. Na rynku jak zwykle były tłumy. Większość ludzi szła w stronę Divertisalis, albo stamtąd wracała. Dużo osób znajdowało się też w pobliżu Natura Violas. Był to lokalny hotel zajmujący południowo- wschodnią część rynku. Mijając pomnik Ronesa I, pierwszego króla Południowej Holsani, dogodził mnie sługa.
-Wasza Wyskość!
-Stało się coś? - spytałem
-Wojsko Północy zajęło całą prowincję Elissander! Teraz zmierza na Craymont!
-Dziękuję ci, że mi o tym powiedziałeś.
***
Stwierdziłem, że w tym momencie jadę do Oxenfurtu. Zacząłem biec do zamku. W holu minąłem się z Magdą.
-Stało się coś? - spytała zaniepokojona
-Jadę do Oxenfurtu - odpowiedziałem jej w biegu - Północ prze w głąb Holsanii!
-Kacper! - złapała mnie za rękę - Co ty do jasnej cholery wyrabiasz?
Zatrzymałem się zaskoczony. Nie rozumiałem o co jej chodziło.
-Nie rozumiem - odpowiedziałem zdezorientowany
-Kochasz mnie? - spytała cały czas zdenerwowana
-Tak - odpowiedziałem
-To dlaczego znowu wyjeżdżasz?! Znowu zostanę sama w ogromnym zamku! Ty jak zwykle zajmujesz się polityką! A ja? A ja całe wieczory spędzam sama. Czy nie pomyślałeś kiedyś o mnie? Rozumiałam i akceptowałam to dopóki chodziło tu o Holsanię Południową, ale ty chcesz "zbawiać świat" Ciągle jesteś po za domem. Bardziej obchodzi cię to, co dzieje się 500km stąd, niż ja! Ja tak dłużej nie mogę - uklękła na podłodze i rozpłakała się. W tym momencie do holu wszedł Borys, ale zorientowawszy się w sytuacji szybko się wycofał.
-Kochanie -złapałem delikatnie jej podbródek- Przepraszam. Nie pomyślałem, że to jest dla ciebie takie trudne. Myślałem, że zrozumiesz, że jako władca będą rzadko w domu. Kocham cię.
-Ja też cię kocham, ale zrozum, że ja tak dłużej nie mogę! - wstała i wtuliła się w moje ramiona. Miałem poczucie winy, bo ją zaniedbałem. Nawet nie przyszło mi na myśl, żeby spędzić z nią chociaż jeden wieczór. A ona tego tak bardzo potrzebowała...
-Obiecuję ci, że teraz wszystko się zmieni. Nie gniewasz się na mnie? - spytałem
-Nie - uśmiechnęła się przez łzy - Za bardzo cię kocham, Kacper.
==========================================================================
Rozdział 13 ;) Miłej lektury!