sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 15: "Żar­tu­je z bliz­ny, kto nie zaz­nał rany."

Wziąłem Magdę na ręce i zacząłem iść w stronę bramy. Emyr, tata, Oleex i Borys mnie osłaniali, bo z Magdą na rękach nie mogłem rzucać zaklęć.
-Kacper - dogonił mnie Borys -  Nie przejmuj się. Na pewno przeżyje.
-Łatwo ci mówić - burknąłem i przyspieszyłem kroku.
Spojrzałem na Magdę. Nic nie wskazywało na to, że może umrzeć. Wyglądała, jakby spała. Jedyne co mówiło o jej stanie to plama krwi na sukience. Była taka piękne, a ja ją tak kochałem. Po policzku spłynęła mi łza. Nagle usłyszałem huk. Balkon jednej z kamienic runął pod zaklęciem rzuconym od strony bramy. Spojrzałem tam.
-O kurwa... - szepnąłem
Przez bramę właśnie szło wojsko. Około 30 uzbrojonych żołnierzy. Plus 10 łuczników i 3 czarodziejów. Zauważyli nas i przyspieszyli kroku.
-To oni! To Kacper i Magdalena! Za nimi!
Pierwsze zaklęcie przeleciało mi obok głowy. Trafiło w jedną z kamienic. Wstrząsnęło budynkiem, a z okien powypadały szyby. Oprócz tego na ścianie powstało pęknięcie od pierwszego do drugiego piętra. Kamienica wyglądała tak, jakby zaraz miała się przewrócić na ulicę. Zawróciłem i zacząłem biec w stronę rynku z Magdą na rękach.
-Kacper! Do jasnej cholery! Co ty wyprawiasz?! - darł się ojciec
Stał z resztą ukryty pod fasadą z kamienic po lewej stronie. Stwierdziłem, że jednak pójdę z nimi. Zacząłem biec w ich stronę. Nagle usłyszałem świst i strzała trafiła mi w nogę na wysokości łydki.
-Auua! - krzyknąłem z bólu
-Kacper, szybciej! Impedimentum! - krzyknął Ermyr.
W poprzek ulicy stanęła półprzezroczysta bariera. Oddzielała mnie od przeciwników i pozwalała mi zwolnić. Ból w nodze stawał się nie do zniesienia. Promieniował od kostki do krocza. Ze zranionej nogi wystawała strzała, a z rany ciekła strużka ciepłej, bordowej cieczy. Po chwili zdałem sobie sprawę, że zraniona noga odmawia mi posłuszeństwa. Ciągnąłem ją za sobą zostawiając krwawy ślad w śniegu. Usłyszałem dudnięcie i zobaczyłem jak kolejne strzały i magiczne groty odbijają się od bariery, która zaczęła pękać. "Proszę, niech wytrzyma" - myślałem. Zostało mi jeszcze ze dwadzieścia metrów do ojca i reszty. Było mi coraz ciężej. Nie miałem siły iść, a co dopiero nieść Magdy. Ale nie mogłem jej zostawić na śmierć. Wolałbym zginąć razem z nią. Brama pękła. Zostało mi jeszcze dziesięć metrów. Ze wszystkich stron leciały w moją stronę zaklęcia. Ojciec wybiegł spod fasady i rzucił mi się na pomoc. Zaczął odbijać zaklęcia tarczami i barierami. Zaraz za nim wybiegł Ermyr, a zanim Borys i Paweł. Otoczyli mnie i za wszelką cenę starali się, żebym nie odniósł żadnej rany. Borys zabijał atakujących nas żołnierzy, a reszta neutralizowała zaklęcia. Udało się... prawie... Przy samych schodach na podwyższenie prowadzące do środka budynku strzała trafiła mnie w rękę. Zawyłem z bólu i upuściłem Magdę.
-Kacper!!! - krzyknął Ermyr - Osłaniajcie nas!
Wziął Magdę na ręce i zaniósł pod drzwi. Był bardzo silny, pomimo drobnej budowy. Potem wrócił po mnie. Wziął mnie pod ramię i zaczął prowadzić w stronę budynku. Poślizgnąłem się na śniegu i upadłem.
-Dasz radę, Kacper! - powiedział do mnie.
Pomógł mi wstać i dotarliśmy do drzwi. Weszliśmy do środka, a za nami reszta. Ermyr położył Magdę na sofie, a mi pomógł usiąść w fotelu. Dom był pusty. Najwyraźniej wszyscy już uciekli. Wbrew pozorom kamienica nie była duża. Miała trzy piętra. Na parterze była kuchnia i salon, na pierwszym sypialnia, na drugim coś w stylu łazienki. Na piętrze trzecim natomiast znajdował się strych. Co chwila kamienicą wstrząsały zaklęcia trafiające we frontową ścianę, która zaczęła pękać.
-Absconde! - Oleex machnął ręką i po ścianie przeszedł pojedynczy błysk.
-Świetny pomysł, Paweł - ojciec wstał kiwając głową. - Clausum! Parmandi!
Po ścianie znowu przeszedł błysk, jednak tym razem z głośnym szczęknięciem. Oprócz tego znikło pęknięcie.
-Jak się czujesz? - spytał Oleex
-Bywało lepiej - odpowiedziałem z dezaprobatą
-Pokaż to -  odezwał się Ermyr
Podszedł do mnie i uklęknął obok. Po chwili złapał za strzałę i raptownie mi ją wyciągnął.
-Kurwaaaa! Ermyr! - krzyknąłem
Elf nie odpowiedział. Po chwili wyjął też drugą strzałę.
-Aaaaaaa! - znów krzyknąłem - Jeszcze raz tak zrobisz to obiecuję, że osobiście pogłaskam cię kulą ognia.
-Nie masz już więcej strzał - odpowiedział się ze złośliwym uśmiechem na ustach.
Z ran zaczęły tryskać strugi krwi. Po chwili na podłodze zrobiła się niemała kałuża bordowej cieczy. Zrobiło mi się słabo.
-Sanitas, sanitas - mówił Ermyr - Sanitas.
Krew leciała już słabiej, ale mi i tak kręciło się w głowie. Straciłem przytomność.
***
26.12.1250rEL, South Holsan.
Otworzyłem oczy. W pokoju panował półmrok. Rogi pokoju pogrążone były w ciemności. Dopiero po chwili przypomniał mi się wczorajszy dzień. Próbowałem się podnieść, ale nie miałem siły.
-Kacper! Nareszcie się obudziłeś. Myśleliśmy, że wykorkowałeś. - powitał mnie radosny głos Borysa - Jak się czujesz?
-Słabo - odpowiedziałem
-Tak też wyglądasz. - spochmurniał
-Co z Magdą? - spytałem
-Żyje, ale jeszcze się nie obudziła. Ermyr mówi, że chyba wdało się zakażenie
-Nic jej nie będzie? - spytałem ze strachem w głosie
-Nie wiadomo - Ermyr znalazł się przy nas - Cały brzuch ma siny, a w nocy męczyła ją gorączka.
-Ona musi przeżyć...-szepnąłem
-Ale mam dobrą wiadomość. - powiedział Elf - dzisiaj odkryliśmy, że kamienice na całej długości mają połączone strychy. Może uda nam się ominąć żołnierzy i wyjść pod samą bramą.
-Może... - szepnąłem
Wyszli z pokoju, a ja usnąłem ze wzrokiem wbitym w Magdę, leżącą na fotelu.
==========================================================================
A o to rozdział 15! Myślę, że ciekawy. Komentujcie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz