niedziela, 26 października 2014

Rozdział 8: Drugi Oxenfurt

Z daleka majaczyło miasto South Holsan, stolica Holsanii Południowej. Jednak coś przykuło naszą uwagę. Z nad miasta, pomimo dziennego światła bił ogromny blask. Z czasem, gdy zbliżaliśmy się do miasta poczuliśmy swąd spalenizny.
-Coś tu jest nie tak - stwierdził Paweł Oleex - Bądźmy ostrożni.
Pokiwałem w milczeniu głową. Wraz z maleniem odległości dzielącej nas od miasta swąd spalenizny i także dymu był coraz silniejszy. Podjechawszy pod główną bramę ujrzeliśmy pogorzelisko. Drugi Oxenfurt. Ulice we krwi. Płonące domy. Ludzie w popłochu uciekający z miasta. Nieliczna straż walcząca na rynku w obronie przejścia do Słonecznego Zamku. Zauważyłem starą elfkę uciekającą z miasta. Podbiegłem do niej.
-Co tu się stało? - spytałem
-Napadli nas! - zaczęła opowiadać cała zdyszana - W nocy do miasta wtargnęli magowie i rycerze ubrani w bordowe szaty. Wyważyli bramy i zaczęli mordować ludność i palić domy. Było ich bardzo dużo. Straż nie zdołała ich zatrzymać. Generał Wulfryk kazał się wycofać i bronić zamku. Bronią go od rana, ale jest za mało ludzi i broni. Pewnie już są na dolnym dziedzińcu. Długo nie pociągną. Zamek zaraz upadnie. Uciekajcie stąd!
-Dziękuję pani bardzo. Niech pani już ucieka. Tu jest niebezpiecznie..
Starowinka oddaliła się. Na zakręcie niespodziewanie została ugodzona strzałą w plecy. Strzała była najwyraźniej odłamkowa, bo usłyszeliśmy szczęk mechanizmu uruchamiającego kolce. Staruszka jęknęła i odwróciła się w naszą stronę upadając. Naszym oczom ukazała się sina twarz. Oczy elfki były nienaturalnie wybałuszone, a z jej ust pociekła smużka krwi.
Staliśmy oniemiali tym, co zobaczyliśmy. Przez dłuższą chwilę wpatrywaliśmy się milcząc w ciało staruszki.
-To było straszne... - wyszeptałem, nie mogąc wydobyć mocniejszego tonu głosu
-Będziesz widział o wiele straszniejsze rzeczy, Kacper. - ojciec podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.
-Idziemy dalej? W ten ogień? - spytałem
-Tak, musimy. Weź się w garść. Chcesz pomóc? - ojciec uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco
-Yhym - przytaknąłem kiwając głową
-Nauczę cię teraz zaklęcia, którym ugasisz ogień. "AQUA". Powtórz: "A-Q-U-A"
-"AQUA" - powtórzyłem zaklęcie za ojcem
-Skoncentruj się i wyceluj w to drzewo mówiąc "AQUA" - wskazał na drzewo oddalone od nas jakieś 20 metrów.
-Aqua! -powiedziałem wskazując ręką na drzewo. Jednak nic oprócz lekkiego mrowienia w końcówkach palców się nie stało.
-Jeszcze raz. Skoncentruj się. - powiedział ojciec - Wierzę w ciebie, Kacper.
-Aqua!- tym razem z moich palców wystrzelił strumień wody zalewając drzewo. - Udało mi się! Naprawdę TO zrobiłem!
-Oczywiście, że to zrobiłeś - powiedział Oleex - masz wielki potencjał. Z resztą jak twój ojciec - uśmiechnął się do mojego ojca.
-Dobrze, chodźmy zatem do Zamku. - odparł zmieszany ojciec - musimy pomóc królowi.
Szliśmy omijając palące się domy, które zawaliły się tarasując ulicę. Gasiłem je tam, gdzie było to konieczne. Po kilku minutach dotarliśmy do rynku w South Holsan - kwadratowego placu z pierścieniem kamieniczek wokół. Na drugim końcu rynku znajdował się most do Słonecznego Zamku, siedziby południowej linii Ravex'ów. Na rynku nie było nikogo, nie licząc setek ciał leżących w kałużach krwi. Przemierzyliśmy szybko plac i skierowaliśmy się w stronę fortecy. Ludzi znaleźliśmy dopiero w jadalni Słonecznego Zamku była to garstka rycerzy garnizonu South Holsan i kilkudziesięciu rycerzy Zakonu wspomaganych przez magów.
-Repellere! - krzyknął Oleex i kilku z rycerzy zakonu uderzyło z jękiem o ścianę.
-Scutum meum! Scutum deum! - powiedział ojciec wskazując ręką na siebie, a potem na mnie. Po chwili wokół naszych ciał utworzyła się półprzezroczysta poświata, która ,jak wywnioskowałem z jej właściwości, była magiczną tarczą.
-NA NICH!!! - ryknęli chórem rycerze zakonu
Rozgorzała Bitwa o Jadalnie Słonecznego Zamku. Wrogowie rzucili się na nas chmarą. Nawet zaklęcie wyczarowujące wodę było przydatne, bo strumień miał wielką siłę. Ojciec rzucił kulę ognia, która wybuchła zapalając kilkunastu wrogów. Oleex rzucał "mordeczne zaklęcia" na rycerzy Zakonu, którzy zdołali do nas podbiec. Ja zwalałem z nóg pojedynczych przeciwników "Aquą". Rycerze garnizonu South Holsan rzucili się na trójkę magów walczącą po stronie Zakonu. Zginęła ponad połowa ludzi South Holsan, zanim śmierć ponieśli czarodzieje Rycerzy Cienia. Ojciec rzucił potężne zaklęcie "Ignis Maxima", od którego zatrzęsło całym zamczyskiem. Niedobitki Zakonu uciekały w popłochu. W tamtym momencie zobaczyłem dziewczynę ukrytą we wnęce, za przewróconym stołem. Podbiegłem do niej, żeby sprawdzić czy żyje. Żyła. Siedziała z kolanami pod głową, trzęsąc się ze strachu. Była w moim wieku.
-Nic ci się nie stało? - spytałem najbardziej czule, jak tylko potrafiłem.
-Nnn-i-ee - odparła wystraszona
-Nie bój się. Nic ci nie grozi. - usiadłem obok niej i objąłem ją ramieniem.
Była bardzo ładna. Włosy spływały złotymi falami zatrzymując się na ramionach. Szafirowe oczy pełne strachu wpatrywały się we mnie badawczo.
-Jak się nazywasz? - uśmiechnąłem się do niej przyjaźnie
-Magda. - odparła.
-Miło mi. Jestem Kacper. Chodź Magda. Pójdziemy do mojego ojca i zastanowimy się co dalej zrobimy.
Wstałem i podałem jej rękę. Chwyciła ją nieśmiało i podziękowała uśmiechem.
Ojciec rozmawiał już razem z Oleexem z rycerzami South Holsan.
-Więc mówicie, że jest ich około 500? - w zamyśleniu potarł pobrudek - A jaką liczebność mają nasze siły? Jacyś magowie?
-Mamy może kilkadziesiąt rycerzy i jednego maga. Z wami czterech.
-Niedobrze. Gdzie jest król Dawid i królowa Izabella?
-W apartamentach królewskich z resztą rycerzy.
-Dobra. Chwilę odpoczywamy panowie i zaraz idziemy dalej walczyć. Za South Holsan!
-Tato, poznaj Magdę. - odezwałem się do ojca - Siedziała ukryta za stołem w tamtej wnęce.
-Bardzo mi miło, nazywam się Marcin Wilk - skłonił się - a to mój przyjaciel Marcin Oleex. Miałaś dużo szczęścia.
-Gdyby nie nasi dzielni rycerze i oczywiście wy panowie na pewno bym zginęła. Dziękuję wam za uratowanie życie.
-Nie ma za co. - odpowiedziałem z uśmiechem
-Pójdziesz z nami Magdo. - stwierdził ojciec - w tej chwili nie ma bezpieczniejszego miejsca dla bezbronnej dziewczyny niż tutaj. Kacper, miej na nią oko.
-Dobrze, tato.
-Dobra panowie! Koniec odpoczynku! Ojczyzna wzywa! - ojciec zwrócił się do rycerzy - Idziemy!
Przeszliśmy przez jadalnię i weszliśmy do długiego wąskiego korytarza. Magda cały czas była przy mnie. Kolejnych ludzi spotkaliśmy w sali tronowej, około 30 uzbrojonych rycerzy i kilku magów.
-Scutum Deum! - ręką wskazałem na Magdę i wokół niej wyrosła półprzezroczysta poświata
-Jesteś czarodziejem? - spytała wskazując na otaczającą ją magiczną tarczę
-Tak, ale nie jestem taki, jak oni - tu ręką wskazałem w kierunku rozgorzałej bitwy - Nie skrzywdzę cię.
Podszedłem do niej i pomimo tarczy (była wyczarowana przeze mnie) przytuliłem ją czule. Odwzajemniła uściśk.
-Dziękuję. - wyszeptała mi do ucha
-Chodźmy musimy im pomóc w walce - pociągnąłem ją za rękę i zacząłem biec w kierunku walczących.
Trafiłem rycerza próbującego podejść nas od tyłu zaklęciem wodnym i stracił przytomność uderzając o ścianę. Jeden z magów Zakonu trafił kulą ognistą w żyrandol, który spadł na ziemię. Dywan zajął się ogniem i oddzielił mnie i Magdę od ojca, Oleexa i garnizonu miasta. Próbowałem gasić ogień "aquą", ale on ciągle wybuchał ze zdwojoną siłą. Po chwili nie widziałem już ani ojca ani reszty. W tym momencie usłyszałem krzyk Magdy.
-KAAACPEEER!
Odwróciłem się i zobaczyłem, jak jakiś rycerz przewraca ją i zaczyna dotykać obślizgłymi łapskami. Na sam widok się we mnie zagotowało. Szukałem w myślach jakiegoś zaklęcia. Hmmmm... Znalazłem! Ale czy nie trafię Magdy? Zaryzykowałem.
-Repellere!
Udało się. Zaklęcie nie chybiło. Trafiło w sam środek zbroi przeciwnika. Miecz odleciał pod ścianę, a rycerz zarył w resztki stołu z głuchym jękiem. Podbiegłem do niej i pomogłem jej wstać.
-Dziękuję. Po raz kolejny uratowałeś mi życie.
-Drobnostka. -uśmiechnąłem się czarująco. - Aqua maxima!
Ogromna ilość wody zalała palący się dywan. Znów złapałem Magdę za rękę i pobiegłem przez zgliszcza wykładziny. Zauważyłem, że ojciec szamota się z jakimś mężczyzną. Teraz przeciwnik siedział na nim.
-Repellere!
Rycerz przeleciał kilka metrów i uderzył z hukiem w regał, który się zawalił pod siłą uderzenia. Ojciec wstał i podbiegł do nas.
-Dziękuję Kacper - uśmiechnął się - Kto cię nauczył tego zaklęcia?
-No....- spuściłem głowę - jakoś tak samo wyszło. - odpowiedziałem zawstydzony
-Skoro sam nauczyłeś takiego zaklęcie, to powinieneś poznać inne: "mortis" jest to zaklęcie uśmiercające. Używaj go tylko w ostateczności.
-Dobrze, będę pamiętał.
Ojciec odszedł rzucając właśnie zaklęcie ogniste w nabiegającego rycerza. Było już właściwie po walce. W sali tronowej leżało kilkadziesiąt trupów, w tym trzech magów. Reszta uciekła w stronę prywatnych komnat. Cały zamek był w ruinie. Kolumny podtrzymujące sklepienie sali tronowej zawaliły się. Przez dziurę w ścianie do sali wpadało światło słoneczne, odbijające się od kałuży krwi leżącej na podłodze. Wszyscy ludzi byli zmęczeni i zakrwawieni, część była też ranna. Zginęło około 10 ludzi. Oleex stanął na szczycie schodów prowadzących do tronu.
-Niech podejdą do mnie ranni! - krzyknął - Dobrze ustawcie się w kolejce.
Uzdrawiał wszystkich zaklęciem "Sanitas". Po kilku minutach odpoczynku ojciec zarządził dalszą wędrówkę. Wyruszyliśmy korytarzem odchodzącym w lewo. Po kilkunastu minutach brodzenia we krwi i omijania trupów dotarliśmy do sypialni królewskiej. Ojciec otworzył drzwi i naszym oczom ukazał się straszny widok. Król Dawid V Łaskawy i jego żona Królowa Izabella z Południa wisieli na żyrandolu. Ich sine ciała z wybałuszonymi oczyma ubrane były w pełni królewskiej krasy. Na głowach oboje mieli korony. Pod nimi leżało złote berło i jabłko, które najwyraźniej Dawid upuścił po śmierci. Z ich ust ciekła krew rozlewając się na szatach koronacyjnych i ściekając strumykiem na podłogę. Po chwili zauważyłem siwego mężczyznę związanego na krześle z prawej strony. Usta miał zakneblowane i szamotał się z węzłami. Podszedłem do niego i zdjąłem mu knebel.
-Nie zdążyliście! - powiedział -  Zabili króla i królową! Uciekli!
-Zaraz. Zaraz. Kim pan jest? - spytałem
-Nazywam się Wulfryk jestem, a właściwie byłem generałem króla Dawida.
-Opowiedz nam co się stało. Spokojnie i od początku.
-O jakiejś trzeciej nad ranem około tysiąca z rycerze wspomaganych przez magów napadło na miasto. Zaczęła się walka o mury, ale magowie szybko otworzyli bramy i wrogowie wpadli do miasta. Rozpoczęła się rzeź. Zginęli wszyscy, którym nie udało się w porę uciec. Ja, razem z garnizonem wycofaliśmy się na rynek. Tam rozegrała się bitwa, którą przegraliśmy. Wycofaliśmy się do zamku. Zostawiłem garstkę ludzi w jadalni, żebyśmy mogli przygotować obronę króla i królowej. Jednak Zakon znalazł tajne przejście i ominął jadalnię. Wybili wszystkich moich ludzi, a parę królewską powiesili. Król zdążył mi jedna przed śmiercią powiedzieć, kto jest zastępcą tronu. Po śmierci władców zakon mnie zakneblował i uciekł przed wami tajnym przejściem.
-Kto jest następcą tronu Południowej Holsanii? - zapytał ojciec
Starzec rozejrzał się po pokoju. Po chwili skupienia z powagą wskazał na Magdę.
-Ona.
==================================================================
Kolejny rozdział ;) Wyszedł mi dosyć długawy, bo sporo się w nim dzieje. Do następnego! :P

sobota, 25 października 2014

Rozdział 7: Nawet w Oxenfurcie nie jest bezpiecznie.

Obudziłem się. Nie wiem ile spałem, ale wydaję mi się, że trwało to dość długo. Najważniejsze, że żyję, chociaż nie wiem gdzie jestem.  Leżę na wielkim łożu w pokoju, którego wysokie sklepienie ginie w mroku. Jedynym źródłem światła w pokoju jest słabo migocząca świeca stojąca na pięknie rzeźbionym stoiku nocnym. Okna zasłonięte są długimi, grubymi kotarami z czerwonego jedwabiu. Drzwi są lekko uchylone. Ociężale i z niemałym bólem wstaję i do nich podchodzę. Z sąsiedniego pomieszczenia słychać rozmowę mojego ojca z Pawłem Oleex'em.
-Marcin, musicie uciekać. W Oxenfurcie nie jest już bezpiecznie. Odkąd Lady Margaret została zamordowana, a Rycerze Cienia trzymają w garści Radę wiele się zmieniło. Utworzono getta. Selezja zamknęła granice dla innych państw. Stosunki dyplomatyczne zostały zerwane.
-Co mamy według ciebie zrobić? - spytał ojciec - Wrócić na Ziemię?
-Nie macie po co tam wracać. Praktycznie wszystkie portale zostały zniszczone reszta jest kontrolowana przez Zakon Rycerzy Cienia. Najlepiej, jakbyście udali się do Holsanii Południowej, do Sout Holsan. Tam porozmawiajcie z królem Dawidem Rovexem. Jakby co powołajcie się na mnie.
Otworzyłem drzwi i wszedłem do kuchni.
-Co się stało? - spytałem bez ogródek.
-Bractwo Rycerzy Cienia nasłało na nas skrytobójców - odpowiedział mi ojciec - Kościół jest teraz ruiną, portal został zniszczony, a wszystkich naszych łączników zamordowano. Oprócz tego Zakon przeprowadził udany zamach stanu na Lady Margaret. W nocy, zaraz po naszym przybyciu do zamku wtargnęli magowie. Wyrżnęli po kolei większość strażników, a na samym końcu upozorowali samobójstwo Lady Margaret, zrzucając ją na dziedziniec zamkowy. Rada Czarodziejów, organ rządzący Selezją podczas braku Lorda, jest trzymana w garści. Senatorowie boją się pisnąć choćby słówkiem. Takim sposobem wprowadzone zostały edykty o gettach, zamknięciu granic, zerwaniu stosunków.
-Kogo zamknęli w gettach? - spytałem
-Przeciwników nowego ustroju, Kacper - odezwał się milczący dotąd Oleex - Dlatego musimy się przedostać do Holsani. Tam porozmawiamy z królem Dawidem.
-Jednak jedziesz z nami? - odezwał się ojciec
-Tak. Nie mam już nic do stracenia - odpowiedział Oleex ze szczerym uśmiechem na twarzy.
W tym momencie usłyszeliśmy wrzaski na ulicy. Wszyscy troje rzuciliśmy się w stronę okna. Naszym oczom ukazała się okropna scena. Ludzie, elfy, krasnoludy i inne istoty uciekały w popłochu w stronę bramy miasta. Za nimi jechali na koniach magowie ubrani w ciemno bordowe stroje. Uśmiercali oni wszystkich w zasięgu ręki. Drzwi do wszystkich domów zostały wysadzone za pomocą magii, a przebywający w nich mieszkańcy miasta wyrzuceni na ulice. Po kilku minutach tłum zrzedł, a na bruku ukazały się szczątki porozrywanych ciał leżący wśród brodzących po kostki w krwi ludzi. Ginęli wszyscy po kolei. Mężczyźni, kobiety, dzieci, starcy, elfy, krasnoludy, driady. Ulicą niósł się pełny żalu lament. Mężczyzna próbujący schować się za drzewem został trafiony piorunem i wyleciał w powietrze roztrzaskując się na kilkaset kawałków. Kobieta z dzieckiem na rękach została stratowana przez mężczyzn na koniach.
W tej chwili drzwi do naszego domu wyleciały z zawiasów. Do domu weszło dwóch magów.
-Wypierdalać na ulicę! Już skurwysyny! - krzyknął na nas widok.
-Igneus Procella! - krzyknął w ich stronę ojciec.
Z jego palców wystrzeliły iskry, które w locie zamieniły się w potężne płomienie. Pierwszy z magów został rozerwany przez siłę zaklęcia. Drugi przeżył, ale leżał teraz pod ścianą w ogniu, krzycząc jak oszalały.
-Ralph! Edward! Co tam się do jasnej cholery dzieje?! Wszystko w porządku? - usłyszeliśmy krzyk od strony ulicy - Halo! Jesteście tam?!
-Szybko! Marcin weź talizmany ze szkatułki i złoto. Leży w górnej szufladzie. A ty Kacper weź najpotrzebniejsze rzeczy. Absconde!  - drzwi zamknęły się pod naporem zaklęcia. Zza nich co chwila dobiegały huki i wrzaski. - to ich na trochę zatrzyma. Marcin masz różdżkę?
-Tak. - odpowiedział ojciec
-Dobrze, więc chodźmy na górę do teleportu.
Weszliśmy na górę do wysokiej biblioteki. Na samym środku, na podłodze wyrzeźbiony został wielki
pentagram. Przez wielkie okna widać było łunę palonych domów. Na ulicy Rycerze Cienia uśmiercali niedobitków i rannych. Z Kaplicy Florencji wyprowadzono grupę mnichów. Wszyscy zostali ugodzeni zaklęciami uśmiercającymi. Ich ciała zostały pozostawione w miejscu zgonu. Barczysty mężczyzna na czarnym potężnym ogierze jechał w górę ulicy, w stronę zamku. W pewnym momencie odwrócił się w stronę okna, przez które wyglądałem. Wyciągnął rękę i z jego palców wystrzeliły pioruny. Ledwo zdążyłem umknąć przed roztrzaskującym okno prądem. Iskry przebiły okno i trafiły w żyrandol oświetlający pokaźną bibliotekę. Spadł roztrzaskując się na biurku, które zajęło się ogniem od świec.
-Szybko! Mamy nie wiele czasu! - krzyczał Oleex - stańcie na tym pentagramie, po mojej lewej i prawej stronie twarzami do mnie! Dobrze, więc zaczynamy. Domina excelsis! Domina omnipotentem! Audi clamorem parvulis. - z dołu słychać było huk roztrzaskiwanych drzwi i "kurwy" magów, którzy zobaczyli ciała swoich kolegów -  Revelare nobis bonum opus! Move nos ad South Holsan!
Wszystko zaczęło powoli ciemnieć. Świat zaczął się powoli kręcić. Potem coraz szybciej i szybciej, aż wszystko znów stało się jasne i ujrzałem łąkę. Zwykłą łąkę. Nie było śladu po mieście, trupach, krwi, najeźdźcach uśmiercających wszystko to, co się rusza. Był już prawie świt. Na wschodzie majaczył już zarys  słońca.
-Jesteśmy już bezpieczni.- odezwał się pierwszy ojciec- tutaj na razie nam nic nie grozi.
-Co się stało? Mówiliście przecież, że Oxenfurt to jedno z najbezpieczniejszych miejsc w Alradii.- spytałem.
-Bo tak było, Kacper. Ale najwyraźniej musiało się coś zmienić. W ciągu trzech dni zerwano połączenie z Ziemią, zamordowano Lorda Selezji, zerwano stosunki dyplomatyczne z innymi państwami i przeprowadzono Rzeź Oxenfurtu. Nie wiem, co ma zamiar zrobić Zakon, ale my musimy udać się do Króla Dawida V Łaskawego z dynastii selezjańsko-południowo-północno-bohemasidzkiej Ravex. On na pewno nam pomoże. Zawsze był mądrym władcą. Trzeba także poinformować Gildię Magów i Bractwo Ostrzy w South Holsan o sytuacji w Oxenfurcie.
-Twój tata ma rację. Sam nie wiem co się stało.Do jasnej cholery! Zakon Rycerzy Cienia w ciągu trzech dni przejął i odizolował największą potęgę świata magicznego! Coś tu jest nie tak.
-To teraz do South Holsan?- spytałem.
-Tak, Kacper. Ale najpierw się prześpij.
========================================================================
Hejo! Nie było baaaaardzo długo rozdziału ;) Mam nadzieję, że ten się podoba :D