piątek, 25 września 2015

Rozdział 38: Ratunek.

20.06.1251r.EL, Stepy Ramadanu.

   Pojawiły się w ciągu kilku sekund. Kilkanaście ogromnych zwierząt zaczęło nad nami krążyć, ziejąc ogniem. Jeden z nich, czarny, ogromny smok, zaczął ryczeć. Pozostałe podchwyciły ryk i odpowiedziały tym samym. Zaatakowały. Zaczęły zniżać lot i ziać ogniem. Wyskoczyłem z siodła i pognałem w stronę przyjaciół. Jeden smok zagrodził mi drogę, lądując na drodze przede mną. Spojrzał się na mnie, niemal rozumnym spojrzeniem, po czym zionął ogniem. Utworzyłem barierę i ognień rozlał się po niej. Rzuciłem w stronę smoka magicznym grotem, który trafił go w skrzydło. Z rany zwierzęcia wylał się strumień, czemnoczerwonej, niemal czarnej, krwi. Rozlana po trawie, zaczęła parować. Smok wydał głośny ryk bólu. Zaczął zmierzać w moją stronę. Znów wystrzelił w moją stronę ogniem. Uskoczyłem i odpowiedziałem tym samym. Jednak nic mu się nie stało. Najwyraźniej smoki mają wrodzoną odporność na płomienie. Zwierzę tylko bardziej się tym rozwścieczyło i znów mnie zaatakowało. Posłało we mnie ogromny słup ognia, który zatrzymał się na utworzonej przeze mnie magicznej tarczy. Wystrzeliłem w stronę smoka błyskawicą. Zwierzę żałośnie zawyło i runęło na ziemię, miażdżąc przy tym kilkunastu ramadańskich żołnierzy.
   Zacząłem się rozglądać, w poszukiwaniu przyjaciół. W zasięgu mojego wzroku znajdował się jedynie Arkus. Walczył jednoczeście z trzema ogromnymi smokami. Jeden był czerwony, a dwa ciemnozielone. Zwierzęta okrążyły go i po chwili straciłem go z oczu. Zacząłem biec w jego stronę. Po chwili znalazłem się już pomiędzy ogromnymi łapami czerwonego smoka. Jeden z zielonych smoków, który znajdował się wtedy za plecami Arkusa podniósł ogon, żeby go nim uderzyć. W ostatniej chwili trafiłem go piorunem. Ogon w momencie się zwęglił i pozostał z niego tylko czarny kikut. Zwierzę ryknęło ze wściekłości i rzuciło się w moją stronę. Arkus to zauważył i trafił smoka ogromnym podmuchem wiatru, który sprawił, że zwierzę runęło na ziemię miażdżąc przerażonych żołnierzy Ramadanu.
   Rzuciłem w drugiego smoka ogromnym głazem, który spadając na niego zmiażdżył mu łapy. Zwierzę ryknęło i zionęło we mnie ogniem, jednak odpowiedziałem słupem wody. Ogień ugrzązł mu w pysku i zwierzę zaczęło się krztusić i ryczeć z bólu. To był odpowiedni moment na ostatni, definitywny cios. Uformowałem złoty, lśniący magiczny grot i posłałem go wprost na duszące się zwierzę. Pocisk trafił idealnie w serce. Smok zawył, a jego ciało runęło na ziemię. W miejscu serce pozostała ogromna, ziejąca ciemnością dziura.
   Odwróciłem się w stronę Arkusa. Stary mag dobijał ostatniego, z trzech smoków, które go uprzednio otoczyły.
-Kacper! - krzyknął - Ratuj Saladyna! - pokazał ręką ogromne drzewo, które górowało nad wszechobecnym morzem traw. Wokół niego latało kilka smoków, a pod nim skryci byli Saladyn, Kunag oraz kilkunastu ramadańskich żołnierzy, którzy bezskutecznie szpikowali latające wokół nich smoki strzałami. Smoki rozwścieczone zaczęły zionąć ogniem. Większość z pocisków trafiła jednak w drzewo, które w mgnieniu oka stanęło w płomieniach. Wszyscy znajdujący się pod nim ludzie , w tym Saladyn, znaleźli się w niebezpieczeństwie. Z jednej strony drzewo, z którego w każdej chwili mógł spaść płonący konar, a z drugiej strony, kilka rozwścieczonych zwierząt.
   Zacząłem biec w ich stronę. Po chwili jedna z gałęzi nad ich głowami zaczęła przeraźliwie trzeszczeć, by za moment zacząć spadać wprost na ich głowy. Zareagowałem błyskawicznie, w ciągu ułamku sekundy. Uniosłem dłoń, posłałem zaklęcie i po chwili gałąź znajdowała się kilkanaście metrów dalej, w bezpiecznej odległości od ludzi.
   Po paru sekundach byłem już przy Saladynie.
- Nic ci nie jest? - spytałem
- Na szczęście nie - odparł
- O! Jesteś tu psie! - podszedł do mnie Kunag - Myślałem, że uciekniesz!
Złapał mnie za gardło, ale bylem szybszy. Wystarczyło jedno zaklęcie i trafił z impetem plecami o gruby pień drzewa, po czym z trzaskiem łamanych kości upadł na ziemię.
- Zabiję cię... skurwysynu... - wycharczał
- Spróbuj - splunąłem na niego - Saladynie, gdzie są Ermyr i Alessandra?
- Ostatnio widziałem ich tam, po drugiej stronie.
- Hm.. Dobrze - odparłem - plan jest taki: biegniesz za mną i nie dajesz się zabić, zgoda?
- Nie masz nic lepszego pod ręka? - spytał nieprzekonany.
- Mam to, albo pewną śmierć od ognia, to jak? - powiedziałem.
- Biegniemy! - powiedział i ruszył.
   Tylko wybiegliśmy spod drzewa, to smoki rzuciły się na nas. Jeden z nich cudem nie trafił w nas ogniem. Już na własnej skórze poczułem żar smoczego ognia. Trafiłem w zwierze błyskawicą i spadło na ziemię. Kolejny ze smoków wylądował przed nami zagradzając nam drogę. Zionął ogniem, który trafił mnie w nogę, Odczułem ogromny ból. Wrzasnąłem i odskoczyłem. Nie mogłem złapać równowagi, więc upadłem na ziemię, Wodą ugasiłem płonące ubranie. Na nodze jednak miałem liczne, głębokie poparzenia. Z wielkim trudem i pomocą Saladyna podniosłem się na nogi i rzuciłem zaklęci w smoka. Rozprysnął się na małe kawałeczki, bardzo ciemnego mięsa. Reszta zwierząt została nadal zajęta ludźmi spod drzewa. Zaczęliśmy poruszać się dalej. W końcu zobaczyliśmy w oddali walczącego Ermyra i Alessandrę z ogromnym, czerwonym smokiem. Widać było, że mocno przegrywają to starcie. Nie mieli już sił. Bardzo chciałem im pomóc, jednak ja również byłem wyczerpany. W ostatniej chwili ogromny grom przeciął niebo i smok runął z impetem na ziemię. To Arkus trafił zwierzę i w ostatniej chwili uratował Ermyra i Alessandrę.
-Chodźcie szybko! - zawołał do nas, stojąc na lekkim wzgórzu - Musimy uciekać! Teraz!
-Gdzie? - spytałem po dotarciu na miejsce, które przyszło mi z ogromnym trudem, gdyż niesamowicie dokuczał mi ból nogi, który z każdą chwilą się nasilał.
- Do Gildii Magów. - odpowiedział tonem, jakby to, co oświadczył, było jak najbardziej oczywiste.
-Do Gildii Magów?! - spytała Alessandra, która po ciężkiej walce, którą przed chwilą odbyła, wyglądała na kilka lat starszą. - Jak to?
- Wysłała mnie Gildia Magów, żebym was odbił. - powiedział Arkus.
- Dlaczego nic nam nie powiedziałeś? - spytał Ermyr
- Bo cała misja mogła się nie udać.
-Dlaczego w ogóle mamy ci wierzyć? - odrzekła nieufnie Alessandra
- A macie inne wyjście? - powiedział Arkus, otwierając przed nami ogromny, świecący się portal - Możecie tu oczywiście zostać... - Spojrzał się na mnie i wszedł do portalu.
Spojrzałem się na przyjaciół.
-Co robimy? - spytał Saladyn
- Nie mamy wyjścia, Wchodzimy. - odparłem.
-Możemy mu zaufać? - spytała wciąż podejrzliwie Alessandra - prawie cię zabił w walce, Kacper.
- Musimy mu zaufać, Alessandro. - Odpowiedziałem - Ja mu ufam. - Wszedłem do portalu.

==============================

   Witam ;) Tak, wiem, że dawno mnie nie było, ale czasu brak niestety. Postaram się wstawiać rozdziały w miarę regularnie, Zobaczymy jak to wyjdzie xD. Tymczasem miłego czytania i do następnego! ;D

1 komentarz:

  1. Bardzo fajny rozdział :)
    Cała ta walka wyszła Ci idealnie :) Nie było czasu na nudę :)
    Rozdział jak zwykle świetny, więc jestem ciekaw co będzie dalej :P

    truelifebydamien.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń