sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 24: Walka z Anthonym Gray'em.

   Wstałem z ziemi i podniosłem kostur. Był jakoś dziwnie lekki. To chyba przez to, że był przedmiotem
magicznym. Ruszyłem w stronę obozu, w prawej ręce trzymając kostur. Tym razem na murach nie było strażników. Brama stała otworem. Po wejściu do obozu moim oczom ukazały się dziesiątki namiotów, jednak nie było wokoło żywej duszy. To było dziwne. Po kilku minutach krążenia pomiędzy pustymi namiotami znalazłem jednego strażnika.
-Co tu robisz?!- krzyknął i uniósł kuszę
Uniosłem kostur w stronę strażnika i powiedziałem zaklęcie ogłuszające:
- Stup'e bit!
Mężczyzna wypuścił kuszę, zatoczył się i upadł. Nie stracił przytomności. Stracił tylko zdolność kierowania własny7m ciałem. Na jakieś kilka godzin...
- Fec'um memortu.
Było to zaklęcie, przez które osoba na którą to zaklęcie było rzucone, będzie odpowiadała na wszystkie moje pytania zgodnie z prawdą i będzie mi posłuszna w każdym względzie. Tylko najsilniejsi magowie byli wstanie przeciwstawić się takiemu zaklęciu. A mój wróg nie był nawet magiem...
- Jak się nazywasz? - spytał
- Patrick. - odpowiedział mechanicznie żołnierz.
- Dlaczego tu jesteś?
- Dostaliśmy rozkaz od naszego nowego władcy, Anthonego Gray'a, żeby tutaj przybyć i oblężyć Sankt-River.
- Anthony Gray jest nowym władcą Cesarstwa Północnego? Co się stało z poprzednim?
- Dostał zawału. Nasi medycy nie mogli nic zrobić.
- Gdzie jest teraz Gray?
-Tutaj, w obozie.
-A dokładniej? - spytałem zniecierpliwiony wyciąganie każdej informacji na siłę.
-W największym namiocie, na środku obozu.
   Po tym, jak kazałem mu się zakneblować i związać, udałem się w stronę aktualnego pobytu Gray;a. Tam właśnie powinien być Borys. Od strony namiotu słychać było gwar rozmów. Wśród zgiełku rozpoznałem głos tego chuja Gray'a. Postanowiłem wparować przez główne wejście do namiotu. Jednak on był szybszy.
   -O, czekałem na ciebie, Kacper. - stał uśmiechnięty w wejściu do namiotu. Wokół niego zgromadzili się magowie, a w koło w momencie pojawiła się cała armia.
-Jak miło - odwarknąłem
-Przyprowadźcie go - wskazał na dwójkę żołnierzy. Odeszli i po chwili wrócili ciągnąc za ramiona Borysa. Krasnolud miał pełno sińców, wybite oko, złamany nos i chyba też nogę, bo nie mógł na nią stanąć. Oprócz tego na całym ciele miał pełno ran, z których nadal kapała krew. Cały był brudny i wychudzony.
-Kacper...- wychrypiał, ledwo słyszalnym głosem - Uciekaj... On cię nie wypuści.
-Borys. - rzuciłem się w stronę krasnoluda. Jednak jego strażnicy szarpnęli go mocno do tyłu, na co zareagował syknięciem z bólu. Postanowiłem, więc nie ponawiać na razie próby dotarcia do niego.
-Znaleźliśmy twojego przyjaciela nad rzeką, niedaleko obozu. Stał nad twoim...ciałem. Stawiał zaciekły opór, wiec trochę...stemperowaliśmy jego temperament - uśmiechnął się podle - Ale tobie, jak widać nic nie jest. Oprócz tego, jak widzę masz ze sobą.Divin'o Gladi. Ciekawe skąd go masz. - podszedł do mnie i wyciągnął dłoń w stronę kostura, jednak ten zaświecił się oślepiająco i rozgrzał do granic możliwości, jednak mnie to nie parzyło. Wrócił do swojego pierwotnego stanu dopiero wtedy, gdy Gray cofnął rękę.
- Stary Solies nie zapomniał o zabezpieczeniu tego gnata przede mną. - uśmiechnął się lekceważąco Gray. - Jednak, gdy pokonam Południe znajdę w końcu Berło Tartalu i zmiotę ciebie i ten twój śmieszny kostur z powierzchni ziemi. Zabrać go - wskazał ręką na Borysa.
-Nie! - krzyknąłem i uniosłem kostur w stronę strażników. Uderzył w nich promień żółtego światła, który odrzucił ich od Borysa na kilka metrów. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować już byłem przy Borysie i podnosiłem go z ziemi, na którą przewrócił się w chwili uderzenia mojego kostura w strażników.
- Morseum! - ryknął w naszą stronę Gray. Uniosłem kostur i przede mną wyrosła magiczna tarcza. Czerwona smuga zaklęcia śmierci odbiła się od mojej tarczy, która zatrzęsła się i pękła w kilku miejscach, po czym trafiła w jakiegoś żołnierza. - Łapcie ich! - Gray wrzeszczał na magów. W naszą stronę spadał grad czerwonych promieni. Wszystkie odbijały się z głuchym uderzeniem od naszej złotej tarczy. Jednak z każdym ciosem tarcza stawała się coraz bardziej popękana, w końcu zaczęła blednąć. Pomogłem iść Borysowi i
zaczęliśmy się kierować w stronę wyjścia od obozu. Jednak drogę zagrodziły nam olbrzymie węże. Nigdy takich nie widziałem. Syczały na nas ze wściekłością, a ich zęby ociekały zielonym jadem, który aż parował. Nie wiem skąd, ale wiedziałem, że to symbole Arkosha, Boga Wojny, Zarazy i Ognia. Posłałem w ich stronę kulę ognia, jednak to je jeszcze bardziej rozzłościło. Rzuciły się na nas. Wyczarowałem kolejną tarczę. Tym razem było to otaczająca nas magiczna bańka. Węże wbijały w nią kły, a zielony jad spływał po niej i wyżerał dziury w ziemi. Zacząłem trafiać w węże złotym promieniem, bo tylko to działało.
Zabiłem kilka, ale one i tak zdołały przegryźć barierę.
-Repellere! - krzyknąłem i zamachnąłem się kosturem. Olbrzymie cielska węży poleciały kilka metrów w tył pod wpływem zaklęcia. - Icum! - Kilka węży zamarło po trafieniu w nie kulą lodu. Resztka zwierząt znów się na nas rzuciła. Nie miałem czasu na zaklęcie. Zacząłem je okładać kosturem po łbach. Zauważyłem, że kostur ma dziwną moc. Zaraz po zetknięciu się ze skórą węża, zwierzę po prostu zmieniło się w popiół. Z kolejnym było tak samo. Po dotknięciu kosturem skóra zwierzęcia zaczęła się jarzyć i po chwili płonąć. W ciągu kilku sekund wąż rodem z horrorów zmienił się w kupkę popiołu. Dopiero wtedy dotarło do mnie, jaką moc posiada "Divin'o Gladi". Nie umknęło to również Gray'owi. W jego oczach ujrzałem zdumienie i ... strach. Tak! Gray bał się mocy, jaką teraz dysponowałem!
   -Borys szybko! - powiedziałem do krasnoluda. Podtrzymując go ruszyłem w drogę powrotną. Nie mogliśmy jednak przemieszczać się szybciej niż ... normalnym krokiem.
   Odwróciłem się i zobaczyłem, jak żołnierze Gray'a naładowują kusze. Trafiłem w nich kulą ognia. Przy okazji płomienie rozprzestrzeniły się na najbliższe namioty, w tym na największy namiot przy którym stał Gray ze swoimi magami. Wszyscy zerwali się z wrzaskiem z miejsc. Gray ze złości rzucił w moją stronę kulę ognia. Zneutralizowałem zaklęcie ruchem kostura.
   Ogień zaczął trawić większą część namiotów. Stelaż jednego z nich przewrócił się i zagrodził nam drogę. Ugasiłem go strumieniem wody. Znajdowaliśmy się już dwadzieścia metrów od bramy wejściowej, gdy za nami pojawili się biegnący magowie. Zaczęli rzucać na nas setki zaklęć. Większą odbiłem, jednak jedno z odrzucających trafiło w nas i wyrzuciło w powietrze. Uderzyliśmy plecami o palisadę. Borys ryknął z bólu. Wstałem z niemi i posłałem złoty promień w stronę Gray'a. Jednak on utworzył wokół nich czerwoną tarczę. Pomogłem Borysowi wstać i z uniesionym kosturem zaczęliśmy się cofać. Gray krzyknął moje imię i strzelił we mnie potężnym, bordowym słupem światła. Utworzyłem tarczę, jednak siła zaklęcia wbijała mnie w ziemię. Po chwili tarcza zaczęła pękać. W końcu rozleciała się z trzaskiem. W tym samym momencie z dłoni Gray'a przestał wydobywać się bordowy płomień.
   Gray uniósł głowę do góry i podniósł rozłożone ręce.
- VOCET TE ARKOSH! - krzyczał Gray, a z jego oczu bił krwistoczerwony blask - MEUM DOMINE, DA MIHI POTESTATEM. - Jego sylwetkę ogarnął czerwony blask. Biła od niej ogromna moc. Nastała cisza. Magowie Gray'a widząc to, co stało się z ich przywódcą zaczęli się wycofywać. Po chwili nastąpiła eksplozja krwistoczerwonego światła. Nie było widać nic. Tylko czerwień. Mój kostur samoistnie stworzył złotą tarczę. Jednak zaczęła pękać.
-Alessjo! Pomóż mi! - krzyknąłem. Nic się nie stało. Tarcza dalej pękała. Po chwili ogarnęła mnie moc Alessji. Moja sylwetka zaczęła wydzielać białe światło, które wzmocniło barierę. Pęknięcia znikły w mgnieniu oka. "Moje" światło zaczęło świecić mocniej i wypierać światło Gray'a. Na granicy obydwu poświat widać było błyski błyskawic. Jednak "moje" światło zaczęło zwyciężać. Światło Graya zaczęło słabnąć i cofać się do "właściciela". Po kilku sekundach białe światło dotknęło ciała Gray'a. Widać było błyskawice, po czym Anthony upadł z wrzaskiem na ziemię. Jego magowie zaczęli rzucać w naszą stronę wszelakie zaklęcia, jednak robili to strasznie nieudolnie. Wszystkie zaklęcia odbijałem kosturem. Po chwili byliśmy już poza granicami obozu.
-Dziękuję - szepnąłem patrząc w niebo.

===============================
Rozdział 24! ;) Troszkę dłuższy :D Miłego czytania i do następnego :D

4 komentarze:

  1. wooow, genialny rozdział! jestem tutaj pierwszy raz, ale chyba muszę nadrobić tamte rozdziały :)

    Recenzje Anzu [klik]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ;)

      PS:Wpadnę, jak będę miał chwilę.

      Usuń
  2. Boziu przepraszam że mnie tak długo nie było. Ale przeczytałam zaległości raz raz :-) i kocham kocham kocham ! <3 piszesz tak że aż trzęsę sie piecze z emocji jak czytam :-)
    Pozdrowionka :-*
    nieelitarnaszkola.blogspot.com
    U mnie 22 rozdział :-)

    OdpowiedzUsuń